JESIEŃ, która zapisała się w mojej pamięci !
- października 04 2015
- KULTURA I OŚWIATA
- 3566 czytań
- 0 komentarzy
Coraz ciszej – wrzesień! wrzesień! Słońce rzuca blask z ukosa,
I dzień krótszy, chłodna rosa – ha i jesień – polska jesień!
O ! jesieni złota nasza ! Tyś jak darów Boża czasza,
Dziwnie mądra, pełna części i kojącej pełna treści. (W. Pol)
Jesień ta późna, kiedy z naszego krajobrazu uleciały ptaki ze swym potomstwem, kiedy rżyska zamieniały się na zagony zaorane lemieszem, - ciągnionym przez konie; jesień, kiedy drzewa i sady zmieniały swój koloryt - przygotowując się powoli do zimowego przetrwania. Ta jesień o zimnych wieczorach i nocach, wreszcie ten okres pełny mgieł i oparów nad trzęsawiskami. Jesień grobelska, kiedy znikło już babie lato, a czas długich wieczorów i wilgotnych dni spowodował, że nasz nadwiślański krajobraz znów zmienił się. Ta grobelska pora roku, nieco odmienna od mojej obecnej, - śląskiej jesieni. widzianej w pobliskim parku, przywołująca wspomnienia i refleksję.
Łąki nadwiślańskie stawały się jak stare wydeptane dywany, a nasze drogi i podwórka przybierały postać rozmiękczonej na zajęciach szkolnych plasteliny. Również nasze wierzby nadwiślańskie broniły się jeszcze przed utratą swojej soczystej barwy.
Jesień - polska to matrona!
Przysporzyła i oddaje:
A co wyszło z serca, z łona,
Ukojone – całe staje.
A ta srebrna pół tkanina,
Ta jesienna pajęczyna,
Owo rąbek wielkiej pani,
Który ziemia niesie w dani….(W. Pol)
Na opustoszałych polach niekiedy można było spotkać boćka „samotnika” lub „inwalidę”, który nie zabrał się ze swoimi do ciepłych krajów.
Widać ze wszystkich stron, z przemieniającego się krajobrazu, że lato żegnając się zaprasza na jesienną wokandę krajobrazową. Z czasem barwy jesieni również bledną, tylko dymy z ognisk i mgły ożywiają otoczenie. Niebawem zbliża się czas przygotowywania do zimy. Każdy gospodarz miał określony swój plan przetrwania, a ja wspominam ten czas jako; smutny, którego atmosferę kształtuje słońce jak gdyby „mniej wesołe i nie tak gorące”, które „zatraciło” swoją moc. Radość i wesołość lata pozostaje tylko wspomnieniem.
Nasz noblista - Władysaw Reymont ponad sto lat temu; w „Chłopach”, między innymi tak pisał:
………Boryna naraz przyklęknął na zagonie i jął w nastawioną koszulę nabierać ziemi, niby z tego wora zboże naszykowane do siewu, aż nagarnąwszy tyla, iż się ledwie podźwignął, przeżegnał się, spróbował rozmachu i począł obsiewać...
Przychylił się pod ciężarem i z wolna, krok za krokiem szedł i tym błogosławiącym, półkolistym rzutem posiewał ziemię na zagonach….………..Przeciągły, złowróżbny szum powiał od borów. Zatrzęsły się drzewa samotne, deszcz poschniętych liści zaszemrał po kłosach, zakołysały się zboża i trawy, a z niskich, rozdygotanych pól podniósł się cichy, trwożny, jękliwy głos:
- Gospodarzu! Gospodarzu!
- Ostańcie! Ostańcie z nami! Ostańcie!...
Przystanął zdumiony, zdało mu się, że wszystko ruszyło naprzeciw, pełzały trawy, płynęły rozkołysane zboża, opasywały go zagony, cały świat się podnosił i walił na niego, że strach go porwał, chciał krzyczeć, ale głosu już nie wydobył ze ściśniętej gardzieli, chciał uciekać, zabrakło mu sił i ziemia chwyciła za nogi, plątały go zboża, przytrzymywały bruzdy, łapały twarde skiby, wygrażały drzewa zastępujące drogę, rwały osty, raniły kamienie, gonił zły wiater, błąkała noc i te głosy, bijące całym światem:
- Ostańcie! Ostańcie!
Zmartwiał naraz, wszystko przycichło i stanęło w miejscu, błyskawica otworzyła mu oczy z pomroki śmiertelnej, niebo się rozwarło przed nim, a tam w jasnościach oślepiających Bóg Ociec, siedzący na tronie ze snopów, wyciąga ku niemu ręce i rzecze dobrotliwie:
………..A potem, kiej już noc ździebko zmętniała, gwiazdy zbladły i kury zaczynały piać przed świtaniem, zwolniał w robocie, przystawał częściej i zapomniawszy nabierać ziemi pustą garścią siał - jakby już jeno siebie samego rozsiewał do ostatka na te praojcowe role, wszystkie dni przeżyte, wszystek żywot człowieczy, któren był wziął i teraz tym niwom świętym powracał i Bogu Przedwiecznemu.
Charakterystycznym o tej porze roku w naszym krajobrazie, były orki ściernisk i zagonów, z których zostały zebrane plony, - oczywiście za pomocą pługa i końskiej siły pociągowej. Traktor nie był znany i stosowany w pracy rolnika – jakkolwiek na folwarcznych hebdowskich polach po drugiej stronie Wisły można było go usłyszeć i z dala zobaczyć.
Zwożenie ziemniaków z pól i palenie ognisk na kartofliskach; to obrazki jak w Reymontowskich „Chłopach”. Zwózka buraków pastewnych, sianie oziminy, nawożenie pól obornikiem, to prace i zabiegi zmierzające do przygotowywania zagonów pod nowy cykl odradzania się przyrody, to prace przygotowawcze i umożliwiające prawidłowe zabiegi w okresie prac wiosennych. To również zwiastun i widoczny znak, że ludzie niebawem zejdą z pól do zagród, gdzie będą pracować nad przetwarzaniem zebranych plonów. Przed rozpoczęciem tak zwanej młocki należy przecież okopcować część kartofli i buraków, wykruszyć fasolę ze strąków, poszatkować i włożyć do beczki kapustę, przygotować częściowo drzewo na opał na okres zimowy itp. To czynności mające wpływ na zmianę krajobrazu.
W tym czasie wypasało się resztki traw, szczególnie na odrośniętych łąkach, które i tak ze względu na zbliżające się chłody nie miały szansy po raz trzeci plonować. Dotyczyło to szczególnie łąk nadwiślańskich, które po zbiórce drugiego pokosu czyli potrawu, stały się jednym wielkim pastwiskiem - ogólnie dostępnym. Wtedy bardzo chętnie po przyjściu ze szkoły w porze popołudniowej pilnowaliśmy wypasu bydła. Pędziliśmy krowy na nadwiślańskie łąki, gdzie do późnej jesieni były wypasane. Nasz krajobraz wypełnił się gromadami dzieci pilnujących bydła, na tle dymów z ognisk i odgłosu turkotu furmanek zwożących z pól zapasy na zimę. Chłopcy pilnujący swoich krów, przy tej okazji uprawiali nie tylko gry, ale zabawiali się w budowę szałasów z wikliny i ziół nadwiślańskich. Ogniska i pieczenie ziemniaków w gorącym popiele były obowiązkowe, dawało przy tym smaczne pożywienie na podwieczorek. Nad polami i łąkami unosiły się dymy o przyjemnym zapachu, co dawało charakterystyczny obraz pejzażom jesiennym .
Kto nie zaznał smaku kartofla upieczonego w ognisku - musi powiedzieć; że bardzo dużo stracił ze swojego dzieciństwa.
Snuje się modry dym z ogniska W sercu głód zdrowy i wesele -.
I het po polu wstęgą ściele.... Ochota z piersi pieśnią tryska!
Czasami złoty płomyk błyska, Szpaki furknęły znad ścierniska....
Błyska i kryje się nie śmiele. Ziemniaki pieką się w popiele. (B.O.)
Ze względu na to, że teraz wszystkie łąki stały się wspólne, - na których wypasało się bydło, granice przestały działać. Dlatego można było uprawiać, popularną zabawę; polegająca na wprowadzeniu za pomocą kija (laski) małego drewnianego walca do dołka, centralnie położonego w dużym okręgu, gdzie na obwodzie były rozstawione stanowiska grających (czaty). Otóż ten z uczestników zabawy, któremu z wyliczanki wypadło wprowadzić ów walec do centralnego dołka, wyrzucony za pomocą dźwigni na określoną odległość - większą lub mniejszą, nie miał łatwego zadania, bowiem inni mu w tym przeszkadzali. W tej grze uczestniczyło 5 – u chłopców.
Inną zabawą był palant, do którego była potrzebna większa ilość chłopców podzielonych na dwie drużyny. Do tej gry potrzebny był stosowny kij palantowy oraz piłeczka, zwykle wykonana ze szmatek, obszyta skórą ze starych butów. Była to gra gdzie należało się wykazać szybkością i sprytem. Czasami poprzez Wisłę „romplowaliśmy” dzieciom zawiślańskim, podpierając się rymami;
Zawiślańskie zuchy, maja po dwa brzuchy;
Jeden na kapustę, drugi na prazychy.
Tak widziałem i zapamiętałem powtarzające się prace i czynności w moim domu u schyłku jesieni, które niejako „przetwarzały” elementy krajobrazu.
Jesień 2015-10-03
Emil z Gliwic pamięta, że ; kiedy wrzesień to już jesień, wtedy jabłek pełna kieszeń.
(mat_Emil)