Okolicznościowy felieton redakcyjny - Maria Teresa.
Chyba łatwo się domyślić, że pytanie dotyczy udziału w wyborach. Zanim jednak na nie odpowiem, trochę – okolicznościowo – pomarudzę.
Trzy lata temu, zamieszczając na tych łamach artykulik "Mam chusteczkę haftowaną...", nie przypuszczałam, że jeszcze raz sięgnę po wyborczy temat, bo co nowego można w nim dostrzec. Wspomnień dotyczących sprawy nie przybyło, agitować za nikim nie mam zamiaru, a i w sferze przygotowań też – zdawałoby się - niczego nowego nie należało się spodziewać. Wiadomo, posypie się wypominanie dotychczas rządzącym autentycznych i rzekomych błędów, niedopatrzeń, przekrętów w kontrze do zapewnień, że nowo wybrani dysponują zarówno środkami materialnymi jak i cechami charakteru gwarantującymi zbudowanie co najmniej przedsionka raju na ziemi. Więc o czym tu mówić/pisać, żeby się nie powtarzać?
Ale oto parę dni temu dostałam prezencik: niewinną świeczkę, niewielką, z białej stearyny. Szybko się okazało, że nie taka ona niewinna, ma wzniosłe zadanie polityczne, ma zapobiec fałszowaniu wyników wyborczych! Trzeba nią mianowicie pozacierać niezakreślone kratki przy nazwiskach kandydatów, uniemożliwiając postawienie w nich dodatkowego krzyżyka, który czyni głos nieważnym. Śmiać się czy płakać? Śmiać się z pomysłowości i poczucia humoru rodaków, czy płakać z powodu upadku wiary w uczciwość bliźniego. Jak to wreszcie z nami i z naszą moralnością jest? Świętych w kalendarzu przybywa z każdym rokiem, komisji kontrolujących wszystko i wszystkich na pęczki, przepisy, także te około wyborcze – zdawałoby się – maksymalnie uszczelnione, a tu taka heca! Nikt nikomu nie ufa, nikt nikomu nie wierzy, wszyscy wszystkich oszukują? Łatwo z tego wyciągnąć wniosek, że żadne wyniki wyborów nie zostaną uznane za wiarygodne, zwłaszcza przez środowiska doświadczające porażki.
To dla mnie przykre spostrzeżenie, niestety, nie jedyne. Zauważyłam też, że w aktualnej kampanii obok obietnic pojawiają się i groźby. Wyraźnie w nich słychać, czego spodziewać się może gmina/miasto/powiat/województwo, jeżeli do władzy dojdą nie ci, co "powinni".
No tak, to stara metoda wychowawcza:
Jasiu, nie baw się ze Stasiem, bo jego pradziadek przezywał twojego pradziadka - jak nie posłuchasz, nie dostaniesz piłki. Skutkuje (albo i nie) w odniesieniu do maluchów, powinna poskutkować także w odniesieniu do dorosłych (wyborców). Warto jednak pamiętać, że już kilkaset lat temu mądry Mikołaj Rej zauważył, iż my, Polacy, mamy swój, nie gęsi, język. Może też i rozum mamy swój, niezależny, suwerenny. Pozwalający przy podejmowaniu decyzji kierować się wspólnym dobrem oraz dalekowzrocznością.
No a co z tą odpowiedzią? Oczywiście samodzielnie i niezależnie iść i wybrać tych, którzy na to zasługują -
podpowiada długoletnia obserwatorka życia Maria Teresa.