'
Temat dniaUwaga Cykliści! Gravel Karp Adventure w Osieku Powiat BocheńskiRozstrzygnięcie konkursu dla NGO w zakresie kultury, sportu i turystyki Gmina DrwiniaUroczystości 70 - LECIA OSP Niedary połączona z odsłonięciem tablicy pamiątkowej Franciszka Gajosa
Bezpieczeństwo publiczneUWAGA! Akcja ochronnego szczepienia lisów przeciwko wściekliźnie

10 lat szkoły życia w Grobli.Drukuj


CZĘŚĆ I - "Rodzina"

Lato było ciepłe i słoneczne tego roku. I tu w nadwiślańskiej wsi w Grobli spokojnie płynął strumyk jak za dawnych lat. Sady pełne owoców i kwiatów. Gospodarze kosili trawy i zboże dojrzewało na polach. Młodzież szczególnie pierwszoklasiści z utęsknieniem wyczekiwały pierwszego dzwonka w Szkole.

Nic nie zapowiadało nieszczęścia jakie miało spaść na nasz kraj na Polskę.

Aż tu nagle zawyły syreny w miastach i biły dzwony kościelne na alarm, na trwogę. Wojna słychać było głos spikera w głośnikach radiowych w całym kraju. Mówią o konieczności przestawienia się wszystkich mieszkańców miast i wsi ich życia na inne tory. Co teraz będzie jak tu żyć dalej w warunkach stałego zagrożenia zadają sobie pytanie Ludzie żyjący nie tylko w naszej Ojczyźnie.

W takich to okolicznościach mama moja ZOFIA Krzesowska z domu Lany a ze strony matki Dziura przywiozła mnie syna ZDZISŁAWA 4 i pół letniego z Krakowa gdzie mieszkaliśmy do rodziny podobno w bezpieczne miejsce na ziemi do Grobli. Nie wiem dlaczego zostawiła mnie u swojej Stryjenki i Stryjka jak się zwracała do Katarzyny i Stanisława SOWIŃSKICH a ONI przyjęli mnie jak swoje dziecko. Byłem 5-tym dzieckiem i od zaraz podobno mówiłem MAMA i TATA. Starszym rodzeństwem byli MARCYSIA we Francji, FRANEK, na robotach w Niemczech, MILEK w domu i WERONIKA która została żoną PIOTRA Kurnika.

Mama moja rodzona też miała siostrę BARBARE Kołodziej we Francji , JĘDRKA na Świniarach i PIOTRA Lany w USA. Trzeba nadmienić że między-wojenna Polska wieś była biedna jeszcze od czasów Galicji i młodzież - Kto mógł wyjeżdżała za chlebem za granice.

Zaś mój Ojciec został zmobilizowany do wojska i pamiętałem Go tylko z fotografii. Matka wróciła do
Krakowa bo pracowała w Rzeźni i nie długo bo już na wiosnę wywieziono transportem z łapanki ulicznej tysiące Ludzi na roboty przymusowe do Niemiec czyli Wielkiej Rzeszy jak mawiali sami Niemcy. Wiele z tamtych lat zdarzeń przypomina mi książka - GROBLA - wieś mojego dzieciństwa - napisana przez Emila SZCZYGłA, będę wracał do niektórych zwrotów aby potwierdzić zdarzenia które osobiście przeżyłem aby zachować dla historii.

CZĘŚĆ II - "Szkoła i Sąsiedzi"

Miesiąc wrzesień był słoneczny w roku l939 pomimo że nastała długa ciemna noc dla narodu polskiego i świata. Ptaszki nadal śpiewały swoje melodie a gospodarze szykowali narzędzia do jesiennych zbiorów. W tamtych latach wieś GROBLA miała drewnianą zabudowę. U SOWINSKICH w ogrodzie od ulicy był mały staw czyli zbiornik wody gdzie gąski miały swoje kąpielisko a wieczorem żaby rechotały. Sąsiadami byli Jan LANY z pod kapliczki bo w ogrodzie była figurka który był też kościelnym. Nosił świece przed księdzem kiedy zbierał na tace. Piszę o tym dlatego że chyba teraz niema tego zwyczaju. W tym domu mieszkali też Helena KLECZYŃSKA z córkami BRONKĄ i JÓZIĄ oraz synem BRONKIEM. Mówiono w wtenczas u Pukośnika teraz już wiem z książki -GROBLA-że to określenie wywodzi się od nazwiska.

Dalej mieszkają do dziś dzieci BARBARY i JANA KOŁODZIEJ-mojej ciotki. Następny do rodzina Michała KLASY. To już w tedy był nowy dom a w nim sklep spożywczy. Pamiętam dom MIKLERÓW bo tam płynie strumyk, który i do dziś chyba nie zmienił swojego biegu a w nim kąpaliśmy się i poili krowy.

BRONEK to był mój najbliższy Kolega. Razem odrabialiśmy lekcje i kopali piłkę szmacianą bo innej nie było/szmaty zawiązane w pończochę. Z tą grą to skojarzone są słowa bo graliśmy do zmierzchu a rodzice wołali nas na kolacje. /Kolacja wygwizdana graj kolego aż do rana/.

Do Szkoły tej starej, ale naszej, w roku 1941 zapisano nas razem pomimo że BRONEK był starszy o rok ode mnie czyli od ZDZIŚKA. Z tożsamością moją to też były problemy bo nie dość że przybłęda to jeszcze nic o nim nie wiadomo. Jak się nazywa i kiedy się urodził. Mama moja ZOFIA wyjechała z GROBLI jako młoda dziewczyna jak wiele innych ze wsi za pracą w ten bliższy i daleki świat i nic o Niej nie było słychać aż tu nagle przyjechała i to z dzieckiem. W tej nerwowej sytuacji i chaosie politycznym nikt nie zapytał o dane osobowe.

Sytuacja była wyjątkowa bo wojna, niepewna a JA koniecznie chciałem iść do Szkoły. Wiadomo było tylko że jestem z marca. Zatem zapisano mnie urodzony 1 marca 1934 w Krakowie pod nazwiskiem matki czyli Zdzisław LANY i tylko pod tym nazwiskiem można mnie szukać w dzienniku szkolnym w czasie okupacji hitlerowskiej. Sprawa wyjaśniła się dopiero po wojnie -po powrocie z robót w Niemiec mamy i taty po okresie nieobecności przez całe 6 lat w domu, kiedy dostarczono metrykę urodzenia i Chrztu do Szkoły. Dla własnej ciekawości zapytałem Ojca dlaczego nie nazywam się tak jak piszą w książce LALKA. B. Prusa KRZESZOWSKI i otrzymałem odpowiedź ze być może Ktoś kiedyś opuścił literę -Z-ale to nie istotne, w życiu liczy się charakter człowieka a nie nazwisko. Teraz w dobie komputerów szukałem skąd mój ród ale okazało się że są oba brzmienia i nazwisko KRZESOWSKI jest również zapisane na całym świecie. I niech tak zostanie.
W mojej pamięci są jeszcze nazwiska z lat szkolnych Zdzisława CHLIPAŁA-Zofia -MARIA i JUREK BŁĄKALA-Michalina i Józefa OSIKA-Jan WILKOSZ-Marian WYDRA-Marian SIUDAK czy Bożek Stafan.

CZĘŚĆ III - "Tajne nauczanie"

Nauka w Szkole w GROBLI w roku 1941 rozpoczęła się 1 września, pamiętam bo to był pierwszy dzień mój w ogóle w Szkole. Ale nie na długo bo okupanci zamknęli na potrzeby wojska niemieckiego. Zaś w początku miesiąca przejeżdżały przez GROBLE na wozach z dobytkiem Ludzie Polacy uciekając z zachodu na wschód przed wojskami niemieckimi. Na próżno bo zaraz w pierwszych dniach wojny zajęli Kraków i pojawili się we wsi. Dalsza podróż w nieznane nie miała sensu.

W GROBLI zatrzymała się na dłużej Pani NAUCZYCIELKA niedużego wzrostu lat ok. 40. Imienia nie pamiętam. I zaraz zajęła się nauczaniem nas, dzieci. Takich podstawowych przedmiotów jak j.polski, geografia, historia, przyroda i rachunków odbywały się po domach. Bo w ogóle to wszelkie nauczanie było zabronione bo okupant planował ze polskie dzieci będą w przyszłości z niemczone a i tak będą wykonywać służalczą role dla Wielkiej Rzeszy.
Karą za wykrycie takich praktyk szkolnych było co najmniej wywiezienie na roboty przymusowe do Niemiec nie tylko Nauczycieli ale nawet całe rodziny które udostępniały mieszkania. Takim jednym z domów gdzie odbywały się lekcje był dom Stanisława i Katarzyny SOWIŃSKICH. Zbieraliśmy się po 4 osoby w tzw.Kompletach i przez ok.2 godziny 2 X w tygodniu. Była to oczywiście namiastka nauczania ale jakże ważna dla podtrzymania ducha w narodzie. Oczywiście zawsze w czerwcu były promocje do następnej klasy automatycznie. W dawnych latach była zasada że uczeń musiał umieć tabliczkę mnożenia i dzielenia na pamięć aby przejść do następnej klasy czyli z drugiej do trzeciej.

Nadmieniam to szczególnie gdyż byłem dumny kiedy w wielkim świecie sprzedawczyni wyliczając 4 rzeczy które kupiłem po 8 dol. szukała kalkulatora aby podliczyć. Ja podałem wartość 32 dol. Jak to wyliczyłeś zapytała a Ja powiedziałem że chodziłem w Polsce do Szkoły a gdzie ta Polska zaciekawiona zadała pytanie i tu znów zrobiłem Jej wykład z geografii.

W Szkole w GROBLI PANI KIEROWNICZKA/ z książki -GROBLA-wiem że na Imie miała OLGA założyła zaraz po wojnie Kółko TEATRALNE i tam grałem - dziada kalwaryjskiego-podobno śmiesznie i dobrze ucharakteryzowany bo gdy wróciłem do domu to się pytali Kto to był. Druga rola to było-WESELE CYGANSKIE-a partnerką była koleżanka z Klasy ZOSIA. Rodzice gremialnie przyszli na widowisko do Szkoły i na tym się skończyło a szkoda bo to była dobra próba talentów.

CZĘŚĆ IV - "Chrzest i szarwark"

Dla zachowania chronologii zdarzeń przypominam, że Jan KOŁODZIEJ a mój wujek wychowywał sam córkę JÓZIE a moją jedyną kuzynkę o 3 lata młodszą podczas nieobecności żony czyli BARBARY, która pracowała we Francji na godne życie dla rodziny. Wróciła po wojnie i całe JEJ rodzeństwo urodzone jest po zakończeniu wojny. Zaś u SOWIŃSKICH odbył się Ślub WERONIKI z Piotrem KURNIKIEM latem 1940 roku bo na miłość nawet wojna nie straszna.

Z tamtego okresu zapamiętałem jeden dzień szczególny bo w styczniu 1945 roku urodziła się IM druga córka/pierwsza była MARYSIA/. Nie można było czekać z CHRZTEM do niedzieli a była środa tylko zaraz jechać wozem drabiniastym do kościoła gdzie nadano Imię BARBARA.
Po powrocie szykowano się do skromnego przyjęcia aż tu nagle widząc ruch w gospodarstwie patrol niemiecki czyli dwóch żołnierzy dobijali się do bramki. Ubrani byli na biało w kombinezonach, buty długie tzw. oficerki. Zarzucona peleryna z wystającą bronią maszynową. To był strój maskujący przystosowany do śnieżnej białej zimy. I przyznaje nawet mi się podobał.

Szukali Chłopów domowych a było ICH trzech STANISłAW-PIOTREK i MILEK, którzy nie przyszli na punkt zborny na ZIELONA/NIEDARY na szarwark czyli odrobienie dniówki na kopaniu rowów przeciw-czołgowych. Wszyscy na widok Żołnierzy wyszli z domu. WERONIKA matka dziecka wyjaśniła, że jest CHRZEST i poczęstowała ciastem i wódką. Już nie pytali o nic i po kilku kieliszkach oswojeni sytuacją byli rozmowni i dopiero teraz mężczyźni wyszli z kryjówek i razem popijali.

Co do obowiązkowego szarwarku to Ja zastępowałem nieobecnych, którzy kosili zboże bo na pewno było to lato i rok 1944. Na punkcie na ZiELONEJ zgłosiłem się, podpisałem listę i nie tylko Ja byłem tam jako mały. Pewnego dnia podstawiono ciężarowe auto i wszystkie dzieci zabrano. Płacz matek i kobiet bo nie wiadomo gdzie nas powiozą. Zawieźli nas do DRWINI do magazynów i tam każdemu dziecku wręczyli narzędzie do pracy Chłopcom cięższe dziewczynom lżejsze i zawieźli nas na miejsce kopania rowów do starszych a było to naprzeciwko drogi na ZIELONEJ. Tam chyba do dziś są te rowy bardzo szerokie. Ja tam byłem i usiłowałem kopać przez 4 dni/A ponieważ metraż był wyznaczony no to za nas i za siebie kopali dorośli.

Jednego dnia padał deszcz. Strażnik Niemiec z bronią maszynową schował się do budki, która stała obok a Ludzie wszyscy pochowali się w pobliskich kopkach zboża. Strażnik zobaczył że nikt nie pracuje nawoływał do wyjścia a ze szło opornie bo jeszcze deszcz padał zaczął strzelać w górę i robotę podjęto na nowo. W każdą sobotę była wypłata na punkcie i zupa. Ja miałem wyrobione 4 dni i za to otrzymałem pierwsze pieniądze w życiu 32 złote ówczesne i paczkę papierosów, które kazano mi oddać Ojcu. Należała się jeszcze 1/4 butelki wódki ale mi nie dali bo byłem małoletni jak powiedzieli. Widocznie wzięli dla siebie. Mimo sytuacji był to dzień wesoły dla mnie i dostarczył wiele przeżyć i doświadczeń a które do dziś dnia dokładnie pamiętam.

CZĘŚĆ V - "Schrony"

Aby przekazać potomnym moim obowiązkiem jest znów wrócić do jesieni1939 roku. Miałem przecież dopiero 4 i pół roku ale pamiętam że działo się coś strasznego. Wszyscy byli przerażeni i po cichu przenosili jakieś wieści. Dla mnie to wszystko było nie zrozumiałe ale docierało do mojej świadomości ze dzieje się coś niedobrego. Mówiono że Żydzi uciekają, dlaczego to wówczas w mojej głowie się nie mieściło.

A przecież znałem rówieśników od STATTERA, bawiliśmy się razem bo przecież mieszkali za łąką po tej samej stronie ok.100 m od SOWIŃSKICH. Był to drewniany dom a w nim karczma. Ale chyba Ktoś tam naprawiał buty bo zanosiłem do reperacji.
Po przeciwnej stronie był sklep spożywczy u URYSIA. Dom murowany wejście od drogi. Tam chętnie kupowałem co mi kazano bo dostawałem cukierki. Nie długo to trwało bo nagle wyjechali i nikt nie wiedział dokąd. Zmowa milczenia zapadła w całej wsi. W tym domu od strony ogrodu była piwnica a może i jest do dzisiaj bo jeśli dom nie zburzony? Wejście do mieszkania było od ogrodu. Tam zamieszkali SŁAWKOWIE /z książki GROBLA wiem że na Imię miał JULIAN/z Zoną która uczyła nas w szkole.

Piwnica u URYSIÓW była dobrym schronem betonowym dla okolicznych mieszkańców w ostatnich dniach wojny. Tam przebywaliśmy wszyscy przez cały czas frontu. Dzieci tylko wieczorami przelatywały dokarmiać bydło i przynieść coś do jedzenia. Po drodze chodził niemiecki patrol i do każdej Osoby ukazującej się na horyzoncie strzelał bez ostrzeżenia. Dzieciom jako małe istoty były mniej niebezpieczne dla okupanta. Ale pociski armatnie lub z innej broni przelatywały nad naszymi głowami od strony BOCHNI na N.BRZESKO i odwrotnie. A teren był oświetlony że przysłowiową szpilkę można było znaleźć reflektorami w formie choinek. Na tle nocnego nieba był to nawet piękny widok. Jeden pocisk rozbił się i odłamek akurat mnie utkwił w mojej szyji po prawej stronie. Dowlokłem się do piwnicy tam mnie zabandażowano a następnego dnia do szpitala do Krakowa statkiem który kursował po Wiśle i raz w tygodniu od KORCZYNA do KRAKOWA zawiózł mnie Michał KLASA który miał sklep i jeździł do Krakowa po towar a w naszym mieszkaniu przechowywał chwilowo a później przewoził statkiem. Był to styczeń l945 roku.

W okresie wojny nadal mieliśmy klucze od mieszkania w Krakowie przy ul.Józefa 15 /kamienica/. Michał KLASA miał klucze i kiedy jeżdził na zakupy do swojego sklepu w Grobli zabierał mnie ze sobą a towar zostawiał w mieszkaniu. Jeden bazar był na GRZEGÓRZKACH i rozciągał się aż do mostu przy ul.Starowiślnej.
Drugi targ był na ul.SZEROKIEJ i tu najczęściej były łapanki uliczne.Autami barykadowano ulice . Zołnierze Wermachtu z bronią gotową do strzału ładowali Ludzi z chwytanych co nie zdążyli uciec do pobliskich bram na auta pod planteki i przewozili do Szkoły na ul.Wąskiej.Tam selekcjonowano i wywożono do Rzeszy niemieckiej lub do obozów pracy.
W jednej takiej łapance znalazłem się na aucie wraz z kilkoma kolegami a dobrzy Ludzie wysadzili nas podnosząc planteke od strony szoferki i poprostu wypchnęli nas na zewnątrz.W ten sposób uniknęliśmy wywózki i zniemczenia bo taki był plan okupantów co do młodych Polek i Polaków.

CZĘŚĆ VI - "Szpital"

W Szpitalu w Krakowie położono mnie i nie tylko na korytarzu bo na salach leżeli Żołnierze z frontu wszystkich formacji i narodowości. Po kilku godzinach leżenia na łóżku polowym przyszedł Doktor z Pielęgniarką dostałem zastrzyk i po liczeniu do 7 już nic nie wiedziałem. Po operacji z zabandażowaną głową przywieźli mnie do mieszkania w Krakowie. Do dziś mam bliznę po prawej stronie szyi. W tym domu opuszczonym wcześniej i naszym jednym pokoju mieszkali już chyba od Powstania Warszawskiego uciekinierzy ze zburzonej Warszawy. Zajmowali wtenczas wszystkie wolne pomieszczenia nawet komórki a była to wielka rzesza Ludzi.

Na drugi dzień razem z Panem MICHAŁEM, który w tym czasie zaopatrywał się w towar ruszyliśmy w powrotną drogę do GROBLI. Statek po WIŚLE płynął długo od 6-8 godzin bo woda była płytka i czasem wjechał na mieliznę. Długo lawirował aby wydostać się z pułapki a czas leciał. Ale dla mnie to była frajda. Statek był pełny Ludzi bo innego transportu nie było w naszym kierunku. I tak dojechaliśmy do portu na ŚWINIARACH.

Co do wspomnień z bunkra-piwnicy to nie mogę nie wspomnieć bohaterskiego wyczynu MILKA mojego przyrodniego brata o 7 lat ode mnie starszego.
Pomyślał, może nie On sam nie wiem niech On sam się wypowie jak dokładnie było,że rozbroi Niemca
Żołnierza patrolującego drogę. O zmroku wyszedł z piwnicy i za chwile słychać było strzały i nastąpiła cisza. I w takiej niewiadomej co się stało wszyscy w trwodze i ciemności z mocnym biciem serca wyczekiwali do rana. O świcie Chłopy wyszli na poszukiwania w pobliskich zaroślach i nikogo nie znaleźli. Wrócił niedługo kiedy Niemcy uciekli z GROBLI.A ON MILEK witany był jako bohater.

CZĘŚĆ VII - "Kontygenty"

Uciążliwymi warunkami nie tylko w GROBLI były tzw. kontyngenty czyli obowiązkowe dostawy na wszystko. Ale ja się ograniczę do zwierząt domowych. Konie od zaraz zabrano wszystkie ze wsi na ubój dla wojska okupacyjnego. Krowom i chyba świniom też zakładano kolczyki na uszy z numerami. W ten sposób urzędy i urzędnicy będące na usługach administracji niemieckiej wiedzieli ile w gospodarstwie jest bydła i trzody chlewnej aby mogli zabrać. W razie potrzeby wystawiano tzw. powiastke czyli pismo o obowiązkowej dostawie na punkt uboju. Pozostawiono tylko 1/jedną/krowę na utrzymanie rodziny i od tej krowy też wyznaczono limit litrów mleka na odstawe. Jeśli było więcej dzieci w domu to kupowano KOZY które uzupełniały potrzeby produktów mlecznych.

I tu opisze przypadek w naszym domu u SOWIŃSKICH. Otóż przyszło zawiadomienie aby odstawić jedną krowę bo były tylko dwie: krasula i kalina, która dawała więcej mleka. I pech chciał a może przypadek że właśnie na kalinę wypadł numer na odstawe. Szkoda było tej krowy odstawić i jak pomyślano tak zrobiono. SOWIŃSKI z MIKLEREM porozumieli się i wymienili krowy .Przeprowadzili nocą i zamienili kolczyki w uszach. Sztukę oddano ale uratowano krowę o imieniu kalina. I mnie też ulżyło bo nasza krowa żyje i czasem widziałem ją na pastwisku na błoniach gdzie pasał krowy z całej wsi zbiorowy pasterz.

Ponieważ nie było koni gospodarze zaprzęgali krowy do pługa i wszystkich innych robót w polu z drugą krową od sąsiada. I tak nawzajem sobie pomagali aby przeżyć ciężkie czasy.
Ja pasałem krowy indywidualnie po szkole a jeśli szkoły nie było to i do południa zawsze z książką raz że z nudów ale i dla pożytku. Wypasy były albo na ugorach albo na ściernisku lub łąkach. A były to miejsca jeśli dobrze pamiętam na pazusze, na bajce między wałami na błoniach pod ANTYSEM jak mawiano a ANTYSOWA to była moja Ciotka ale nie wiem z której strony. Pamiętam bo zawsze zawołała mnie na smaczne ciastka. Pasałem tez pod WYDRĄ/przepraszam za slogan/ale tak mawiano. Pozdrawiam MARIANA WYDRĘ mojego KOLEGĘ. A w tym domu mieszkał też ANTONI WYDRA malarz znany na całą okolice.

W czasie wojny nie wolno było też mielić mąki na chleb bo ziarno należało do obowiązkowych dostaw. Ale co w wtenczas było wolno a nic. Cicho siedzieć nic głośno nie gadać i nadsłuchiwać wiadomości z frontu pocztą tzw. pantoflową czyli jeden od drugiego bo przecież radia nie było.
A gdy KTOŚ miał to w piwnicy i sam słuchał pod groźbą kary wiezienia lub wywózki do Rzeszy.
I w takich to okolicznościach Ja z MILKIEM SOWIŃSKIM mieliliśmy zboże w żarnach /jak wyglądały żarna to można oglądać w Muzeach/. W tym czasie na -czatach-na drodze stał Człowiek który ostrzegał czy Ktoś nie znany nie idzie. MILEK czasem mnie -obsztorcował-bo nie mogłem uciągnąć korby. To była ciężka praca dla 8-letniego chłopca ale za to wspomnienia mam do dziś. Pozdrawiam MILKA.

CZĘŚĆ VIII - "Wypiórek"

Chciałem uzupełnić do poprzedniej części że Antoni WYDRA był artystą -malarzem. Jego obrazy z pięknymi widokami być może do dziś zdobią ściany domów nie tylko w Grobli.

Był zwyczaj i na pewno nie tylko w naszej wsi wianować panny na wydaniu pościelą. Były to wielkie poduszki i pierzyny. Aby zdobyć pierze należało hodować gęsi. I prawie w każdym domu te gęsi były. Jeśli były gęsi było pierze ale to pierze należało obrać z gęsich piór. Następnie te piórka skubano w domach przeważnie zimą kiedy był czas. Kobiety zbierały się w domu gdzie były przygotowane piórka i tak skubano aż do końca. Później następny dom i tak do wiosny .Kobiety, gospodynie i panny przechodziły od domu do domu chętnie bo to przecież na polu zimno a i pogadać było można.
Po każdym ukończonym opierzaniu lub oskubaniu wydawano przyjęcie tzw. wypiórek. Było ciasto czasem butelka wódki a nawet jeśli był harmonista to dziewczyny porywane były do tańca przez Chłopaków, których zaproszono. Pisze o tym aby zachować w tradycji choć pisanej. Bo chyba dziś takich wypraw Panien się nie robi które wychodzą za mąż bo nie te czasy i obyczaje. Pomimo wojny była to jakaś odskocznia od trudów dnia codziennego w tamtych ciężkich latach.

Co do innego tematu chciałem podzielić się przypadkiem którego byłem świadkiem/to co pisze to wszystko moje przeżycia i spostrzeżenia/. Otóż listonosz przyniósł zawiadomienie o odebraniu paczki z poczty na ŚWINIARACH. Zawsze przynosił do domu bo nieraz otrzymywałem z Niemiec od Mamy rodzonej paczkę która tam była na przymusowych robotach o czym wspominałem wcześniej. I chociaż czasem była naruszona i nie zawsze wszystko było to co napisała mama w liście to jednak przywoził przeważnie na rowerze. A przypomnę że listy za okupacji niektóre były cenzurowane czyli czytane i taki list był wówczas przekreślony czarnym paskiem który jednak można było odczytać. Ale w ten dzień jak oświadczył listonosz trzeba jechać wozem bo duża. I faktycznie przywieziono wielki kufer wiklinowy a w nim wiele drobnych rzeczy ale oprócz tego co zaciekawiło wszystkich był duży kożuch biały męski i buty długie oficerki.Adres prawidłowy na Stanisław SOWIŃSKI a nadawca nieznany. Pisano wszędzie do rodziny i znajomych i nikt nie potwierdził. Być może nie mógł ale dziś może się przyznać bez żadnych konsekwencji jeśli jest wśród nas i czyta.

CZĘŚĆ IX - "Kościół"

Jak wynika z wyliczeń PIERWSZĄ KOMUNIĘ przyjąłem w roku 1943 bo przygotowanie było zawsze w drugiej klasie ale nie jestem pewny bo przecież nauki w szkole nie było to czy nie przystępowaliśmy rok później. KOMUNII na pewno dawał nam ksiądz Józef BUKOWIEC bo drugiego nie było, jeśli był obecny to z innej parafii. Kościół w GROBLI jest taki sam jako budowla ale wewnątrz inny. W nawie głównej był duży OŁTARZ i zasłaniał WITRAŻE dziś odkryte.
MSZE odprawiano frontem do OŁTARZA po łacinie. Kapłan odwracał się do wiernych tylko na czas KOMUNII i błogosławieństwa. Główna nawa odgrodzona była balustradą /przez młodzież nazywaną balaskami/. Obowiązkowo młodzież szkolna klęczała lub stała przed tymi balaskami dziewczęta po lewej stronie a chłopcy po prawej. Wszyscy byli widoczni dla Rodziców i starszych. Jeśli Któryś z chłopców nie za bardzo był uważny to starsi podeszli i pokręcili za ucho aby godnie i z uwagą wysłuchał nabożeństwa ./Wiem bo sam poczułem czyjąś rękę na swoim prawym uchu/.

Od balustrady odstępowano dopiero na czas rozdawania KOMUNII dla dorosłych nakrywając białym obrusem STÓŁ PAŃSKI przez Ministrantów, którymi zawsze byli Chłopcy. Było to wielkie wyróżnienie dla ucznia i satysfakcja dla Rodziców. Ja takiego zaszczytu nie dostąpiłem. Natomiast mój Kolega BRONEK tak i bardzo Mu zazdrościłem. Wszyscy ministranci uczyli się po łacinie aby móc odpowiadać księdzu w liturgii.

KAZANIA Ksiądz głosił zawsze z AMBONY z wysokości i przekonywająco. Z kościoła wychodziło się więcej uduchowionym i chyba lepszym. Nie wyobrażałem sobie i chyba wszyscy parafianie aby nie być w kościele w niedziele. To przecież jest Dzień Święty i tak mi pozostało do dziś.

Gwoli prawdy trzeba przyznać że Kościół w GROBLI przez okres wojny był otwarty co dodawało Ludziom otuchy i wiarę w przetrwanie. Nie było tylko dzwonów bo okupanci zabrali na przetopienie na armaty. A do kościoła wzywano WIERNYCH PARAFIAN tzw. sygnaturką.

CZĘŚĆ X - "Partyzantka"

Przez cały okres wojny na obszarach całego naszego Kraju a nawet poza granicami działała partyzantka na ziemiach okupowanych. Celem było przeszkadzanie w sprawnym funkcjonowaniu machiny wojennej agresora. Partyzanci różnych Organizacji a było ich wiele że wymienię tylko A.K /Armia Krajowa/B.CH/Bataliony Chłopskie/A.L/Armia Ludowa wszystkie działały z ukrycia mając na celu wyzwolenie Ojczyzny.

Po klęsce wrześniowej o czym piszą historycy należało nadal walczyć ale że nie było regularnej Armii i wystarczającej ilości broni no to zastosowali inną metodę walki nękającą wroga. Takimi sposobami były przecinanie szyn kolejowych aby utrudnić dostarczenie uzbrojenia i sprzętu na front wschodni. Likwidacja fizyczna niektórych dygnitarzy/zamach na dowódce SS KUTSCHERE w Warszawie/ a nawet zdobywanie broni na nieprzyjacielu i inne we własnej okolicy dla przestrogi samych Niemców aby nie mogli się czuć bezpiecznie w naszym kraju.

Do jednej z tych Organizacji należeli zapewne Piotr KURNIK i Julian SŁAWEK tak przypuszczam dzisiaj wnioskując z urywków rozmów zasłyszanych i przypadkowo ujrzanej broni, być może jest gdzieś zapisane w kronikach Grobli. /W tamtych latach nie miałem pojęcia o zakresie Ich działalności/. A wiele słyszałem bo sypiałem w tym samym pokoju co Kurnikowie/. W domu były 2/dwa/mieszkania a po środku kuchnia i sień. Po drugiej stronie w drugim pokoju były też 2/dwa/łóżka dla Rodziców SOWINSKICH i syna MILKA. Jakie kary stosowała partyzantka inne to przytoczę tu opowiadanie mojego Ojca/tego z Krakowa/już po wojnie.

Pewnego dnia przyszedł Człowiek na targowisko i zapewne umówił się ze sklepikarzem że będzie dostarczał Mu towar do sprzedaży i jak w interesach bywa obydwaj będą mieli z tego zysk. Ten układ trwał kilka miesięcy aż do czasu kiedy miejscowi partyzanci wymierzyli kilka pasów sklepikarzowi za współprace/kolaboracje/ z okupantem. Jak się okazało tym dostawcą był Polak pracujący w magazynach niemieckich i przebierał się w mundur niemiecki aby uniknąć kontroli przy przewozie towarów na drogach a część zysków przekazywał też Ludziom z lasu.
Po kilku dniach przyszło do gospodarza dwóch młodych mężczyzn z butelką i przeprosili za pomyłkę. Moje przypuszczenia dzisiaj są że Ojciec musiał mieć jakiś w tym udział bo dokładnie opisywał zdarzenie. Natomiast nigdy nie opowiadał gdzie był i co robił przez lata wojny bo to nie było mile widziane w tamtych czasach a nawet karane. A ja się nie dopytywałem bo wówczas nie interesowałem się co kto robił i nie myślałem że kiedyś będę pisał na ten temat.

Ogólnie można przyjąć, że partyzanci czuwali nad moralną stroną społeczeństwa aby utrzymać zdrowego ducha w narodzie a OBYWATELE nie byli osamotnieni.


CZĘŚĆ XI - GROBLA-wolna

Nadchodziły gorące dni dla naszej wsi a był miesiąc Styczeń1945 roku i 6 rok wojny. Co prawda w Grobli był względny spokój jak na okres wojny jednak w miarę zbliżania się frontu ze wschodu dramat mógł nadejść w każdej chwili. Armia Czerwona /sowiecka/ nadciągała od strony Tarnowa i już 17 stycznia ku zaskoczeniu samych Niemców była na przedmieściach Krakowa. Żołnierze w popłochu uciekali w stronę południowej części miasta i nie zdążyli zniszczyć Krakowa podobno wcześniej zaminowanego. Następnego dnia Kraków był wyzwolony a 19 stycznia nasza wieś GROBLA a okupanci uciekli.

Rano Partyzanci ogłosili strzałami na VIVAT że już patrolu niemieckiego nie ma w Grobli nie wiadomo kiedy wyjechali i dokąd. Zaraz zorganizowała się Służba Porządkowa z opaskami biało-czerwonymi na rękawach dla utrzymania ładu na wsi w Osobach PIOTR Kurnik ,SŁAWEK / tak potocznie wymawiano /i MILEK jako bohater tamtych dni i inni których z Imienia nie znałem.

Większość mieszkańców wyszła na drogę z radości i łzy szczęścia uroniła. Nasza GROBLA WOLNA chociaż wojna trwa nadal.
Natychmiast wieść rozniosła się po całej PARAFII bo również następne miejscowości były wyzwolone.
Sygnaturka z Wieży Kościelnej wzywała na MODŁY DZIĘKCZYNNE Parafian i już tego samego dnia wieczorem ks.kanonik / bo taki miał wówczas tytuł /Józef BUKOWIEC odprawił MSZE ŚWIĘTĄ. Ludzie z głębi serca dziękowali BOGU za ocalałe życie i że ten koszmar się wreszcie skończył.

Chociaż jak zapisano w książce GROBLA wielu naszych mieszkańców nie doczekało wolności to ICH nazwiska należy zachować w PAMIĘCI bo zginęli abyśmy My mogli żyć.

Mieszkańcy wyzwolonych wsi i miast uważnie słuchali komunikatów radiowych jak daleko jest i czy szybko przesuwa się front na zachodzie Polski. Na terenie naszego kraju gdzie jeszcze trwały walki z nadzieją że ostateczny koniec już bliski. W Grobli powoli życie wraca do normy. Młodzież szykuje się do Szkoły ale najpierw trzeba uporządkować i doprowadzić do stanu używalności klasy z pozostałości po magazynowaniu zboża. Ale wszyscy wraz z Rodzicami zabrali się do roboty i już za dwa dni zasiedliśmy w ławkach naszej Szkoły. Ileż to było radości i uśmiechu na twarzach nie tylko młodzieży. Zaczął się nowy etap życia. Chcę tu przypomnieć że przez cały czas okupacji stopnie liczono wg.klasyfikacji niemieckiej czyli od 1 do 4. Jedynka/1/to był stopień bardzo dobry a czwórka/4/ niedostateczny. Po wojnie stopniowanie odwrócono wg.systemu polskiego i tak jest do dziś z tym że dodano 5 a 2 czyli/dwója/był stopień najgorszy. Był m-c Styczeń i jak w zimie raz śnieg i mróz na przemian ale wszyscy oczekiwali z niecierpliwością co nam wiosna przyniesie czy koniec wojny bliski.

CZĘŚĆ XII - KONIEC WOJNY

Wiosna w roku 1945 była wczesna i słoneczna zdawać by się mogło że i przyroda wyczuwa zmiany na lepsze w życiu Człowieka umęczonego długą wojną. Na obszarach krajów już wyzwolonych zaczyna się nowe życie. Na wsiach Gospodarze wychodzą na pola oglądać wschodzące zasiewy ozimin. Badają wilgotność gleby i planują orki pola aby przystąpić do zagospodarowania ziemi pod uprawy wiosenne.
Ale cały czas nadsłuchują wszyscy co dzieje się na froncie już na zachodzie naszego kraju i na obszarach jeszcze gdzie toczą się zacięte boje o każdy kawałek ziemi jeszcze okupowanej.
Aż nadszedł dzień 8 maja 1945 wielce oczekiwany przez narody nie tylko Europy. Oto zmuszono Niemcy hitlerowskie do podpisania bezwarunkowej kapitulacji.

KONIEC WOJNY i nieszczęścia Ludzkiego - ogłoszono światu. Mieszkańcy miast i wsi wyszli na ulice i drogi wiejskie, ile uścisków z radości i łez szczęścia było w oczach Ludzi tego nie da się opisać. Nawet ptaszki wydawało się głośniej i piękniej śpiewały. Wszystko takie było cudowne że żyć się od nowa chciało. Bicie Dzwonów kościelnych miało moc wielokrotną w PIERWSZY DZIEŃ WOLNOŚCI następnego dnia 9 maja/ bowiem kapitulacje podpisano przed północą 8 maja/. Ognie sztuczne i huki ostatnich wystrzałów z każdej broni było słychać w każdym miejscu i w całej prawie EUROPIE. Zaczęło się normalne życie-dzieci chodziły do szkoły.

Ps.
o zapoznanie się z dokładnym opisem wydarzeń tamtych dni a nawet godzin , zainteresowanych tematem polecam przeczytanie chronologicznego przebiegu podpisania kapitulacji w internecie pt.kapitulacja Niemiec.

CZĘŚĆ XIII - NOWE ŻYCIE

Zaczynamy w Ojczyźnie naszej Polsce nowe życie. W Grobli również roboty pełne w polu bo i wiosna wczesna i czas najwyższy na zagospodarowanie ziemi. W domu naszym krzątanina wielka na nadchodzącą pierwszą niedziele w wolnej Polsce. A okazją była nie tylko radość z odzyskanej wolności ale i powrót do celebrowania Imienin STANISŁAWA Sowińskiego naszego TATY.. To czas na spotkanie się w Rodzinie po tak długich latach dorywczych tylko kontaktów.

Inną tradycją był pod karą grzechu obowiązek uczestniczenia w nabożeństwie kościelnym w każdą niedzielę. Do dziś dnia dla mnie nie być w kościele w niedziele to nie święto. Ta niedziela była ciepła i wyjątkowo słoneczna odpowiadająca jakby duchowi czasu. Dziewczyny a już Panny przyszły w krótkich rękawkach a Chłopaki ze względu na gorąco nie wchodzili do kościoła. PROBOSZCZ/ ks.Józef Bukowiec/miał zwyczaj przed MSZĄ obejść Kościół wokoło.
No i był temat na kazanie z wysokiej ambony. Zwrócił grzecznie PARAFIANKOM ale dobitnie i głośno że przychodzą do DOMU BOŻEGO a nie na rewie mody a Młodzieży męskiej że pogawędkę można uskuteczniać przy szklance piwa a nie przed kościołem. Skutek był natychmiastowy, boczne nawy w kościele były pełne a i przed OŁTARZEM Głównym miejsca stojące były zajęte.

Innym wydarzeniem moim zdaniem zasługującym na zapisanie był Ślub MARCELINY SOWIŃSKIEJ we Francji/roku duklanie nie pamiętam/, która jeszcze przed wojną wyjechała jak wiele innych dziewcząt i chłopców do pracy za granice. Uroczystości weselne odbywały się tam w dzień powszedni a była to środa bo i tu w Grobli na ten sam dzień zaproszono całą Rodzinę na przyjęcie. Była uczta jak we Francji tylko bez NOWOŻEŃCÓW , muzyki i tańców.
Przyszli wszyscy zaproszeni z Rodziny a my młodzi z Mańkiem Siudakiem, wykorzystując okazje oczywiście za zezwoleniem poszliśmy się kąpać na Strumyk pod MIKLEREM. Tam było płytko w prostej linii do przejścia na drugą stronę ale nieco dalej już tylko odważniejsi popłynęli,myśmy dopiero uczyli się pływać. Tam było nas, dużo młodzieży w różnych wieku.

Do Szkoły chodziły wszystkie Dzieci i starsza Młodzież bo nauka była obowiązkowa. Ale pozostały metody wychowawcze dyscypliny szkolnej jeszcze z czasów przed-wojennych. W rogu klasy stała tzw.rózga czyli kij z wikliny giętki który służył do karcenia uczniów za jakiekolwiek przewinienia i nieposłuszeństwo lub nie odrobienie lekcji w domu. Te praktyki bicia po rękach były nagminne. Mnie i innym Chłopakom oberwało się kiedy rzucaliśmy piłkami śniegowymi i zdarzyło się wybić nam okno. To wówczas każdy z nas musiał podstawić rękę pod kijek od którego spuchnęła ręka bo była mokra. Całe szczęście wystawiliśmy lewą rękę bo prawa służyła nam do pisania a to doświadczenie mieliśmy z wcześniejszych kar.

Ale był przypadek że NAUCZYCIELKA za brak zadania domowego w ten sam sposób ukarała naszą Koleżankę. Uczennica wyszła z KLASY z płaczem i poszła do domu. Zrobił się wielki raban/ awantura/ i PANIĄ zawieszono w czynnościach na zawsze. Po tym incydencie zabroniono w ogóle kar cielesnych USTAWĄ Rządową i kijki usunięto całkowicie. Zwyczajowym ukaraniem było od tego czasu stanie w kącie przez wyznaczony czas jednak nie dłużej jak do końca lekcji.
Rozdanie świadectw od roku 1945 odbywało się zawsze w m-cu czerwcu z tym że nie wszyscy przechodzili do następnej klasy.

I zaczęły się wakacje ale nikt ze wsi nie wyjeżdżał na kolonie. Na wieś nie dotarły jeszcze takie zwyczaje a ponadto Rodzice nie byli przekonani co do wysyłanie Dzieci w obce strony i powierzacie swoich pociech obcym Osobom-wychowawcom. Było wystarczająco pracy dla każdego w polu w zależności od jego możliwości i tak do września do następnego roku szkolnego. W takiej pracy przy obcinaniu badyli z ziemniaków sierpem przeciąłem palec i mam drugie znamię do rozpoznania. Na lewej ręce 4-ty paznokieć źle zrośnięty, widoczne gołym okiem zgrubienie. Osobiście lubiłem Szkołę i nie mogłem się doczekać pierwszego dzwonka w następnej klasie, tym bardziej że byłem przecież starszy o jeden rok a to w takim wieku jest bardzo ważne.

CZĘŚĆ XIV - WYJAZDY I POWROTY

W czerwcu 1945 roku skończył się rok szkolny. Nadeszły inne czasy i możliwości wyjazdu ze wsi do miasta wszystkich chętnych młodszych i starszych. Wysyłano APELE do dziewcząt i chłopców miast i wsi przez radio, gazety i ulotki - przyjeżdżajcie do pracy, jesteście potrzebni do odbudowy Stolicy WARSZAWY i całego kraju ze zniszczeń wojennych. Trzeba pamiętać że na wsi w całej Polsce było przeludnienie i rozdrobnione gospodarstwa. Był zwyczaj od wieków, że wszystkim dzieciom z domu rodzinnego należy się spadek/posag,wyprawa/ czyli następował podział majątku a raczej ziemi na kawałki z tego co było. I w zasadzie nie było już co dzielić gdyż z tego rozdrobnienia nie można już było utrzymać rodziny a co zatem idzie ludność zubożała, po prostu była bieda na polskiej wsi. Do Szkoły mogło pójść tylko jedno dziecko i tylko do 4 -klasy bo tyle liczyła KLAS Szkoła. Bogaci wysyłali do szkól w mieście swoje pociechy za pieniądze bo studia były płatne.
A więc przysłowiowe wrota się otwarty i z Grobli wyjechali wszyscy młodzi i zdolni do pracy/w tym i Weronika z mężem Piotrkiem Kurnik z dziećmi MARYSIĄ i BASIĄ do Krakowa/. A hasła były mobilizujące np. Młodzież do Szkół - nauka bezpłatna. Robotnicy do fabryk - nie matura lecz chęć szczera zrobi z Ciebie oficera. I pustoszały wsie, zostali tylko rodzice i starsi wiekiem Ludzie. Oprócz tego był obowiązek pracy już od lat 16 tak dziewcząt jak i chłopców w tzw, Hufcach Pracy pod szczytnym mianem Służba Polsce/SP/o których do dziś śpiewa się piosenki w kabaretach pt. Budujemy nowy dom-O Nowej to Hucie piosenka czy SP hej SP i inne. Można było też zgłosić się do pracy w Milicji co uczynił MILEK i inni/tak nazywała się Policja/czy w kopalni zamiast służyć obowiązkowo w wojsku tym bardziej ze można było jeszcze zarobić. Organizowano posterunki i administracje państwową. Potrzebni byli Ludzie do każdej pracy. Werbowano NAUCZYCIELI do Szkół dla obowiązkowej nauki Młodzieży i Dorosłych celem zlikwidowania analfabetyzmu. Przyspieszono przygotowanie kadr na każdy odcinek w gospodarce narodowej. Ta agitacja trwała jeszcze przez następne lata.
W tamtego okresu mamy światłych Ludzi z Grobli którzy wyjechali do miasta i Szkól. Zostali intelektualistami i dyplomatami. Szczycimy się NIMI teraz bo są z naszego środowiska z Grobli tu urodzeni i wychowani. ONI właściwie wykorzystali czas dany IM przez historie i CHWAŁA im za to i podziękowanie. Sławili dawniej wieś GROBLE tak jak dziś głośno mówi się o ORKIESTRZE DĘTEJ czy KAPELI LUDOWEJ w całej Polsce i nie tylko.

W tym też roku 1945 wracali Polki i Polacy do Ojczyzny a Groblanie do swoich rodzinnych domów z przymusowych robót z Niemiec i przedwojennej emigracji zarobkowej.
Najpierw z mojej rodziny powróciła ciocia BARBARA KOŁODZIEJ z Francji do męża JANKA i 7-letniej córki JÓZI. Drugą Osobą był FRANEK SOWIŃSKI z naszego domu, wrócił po 4 latach a pracował u farmera Niemca. Miał duże doświadczenie w gospodarstwie rolnym i jako starszy Syn zmęczony tułaczką nie wybierał się już nigdzie. Wkrótce oświadczył się uroczej pannie ELŻBIECIE i tak przeszli razem przez życie. Zaś latem powróciła również z Niemiec moja rodzona mama ZOFIA. Ileż to było radości dla 10-letniego chłopaka czyli mnie. Oczywiście były i prezenty np. biały miś który pod naciskiem wydawał głosy i mrugał oczkami. Ta zabawka nie tylko u dzieci wywołała uśmiech na twarzy. Mama wróciła do starego mieszkania w Krakowie ale przyjechała do Grobli do Syna a jednocześnie na wesele do Ciotki w Niedarach gdzieś koło wału. /Imienia ani nazwiska nie pamiętam/. Tam brała Ślub ICH córka w przyspieszonym terminie ponieważ otrzymała wezwanie do Hufca Pracy / w następnych latach wielką budowę rozpoczęto we wsi Mogiła pod Krakowem. Kombinat Hutniczy i 100 tysięczne miasto dziś znane jako dzielnica Krakowa Nowa Huta/. Dziewczyny zamężne były zwolnione z obowiązku pracy.
Rodzice nie bardzo chcieli aby Ich pociechy wyjeżdżały w świat w nieznane środowisko. Zbyt silna była wieź rodzinna w dawnych czasach.
Radości z powrotów Córek i Synów było wiele bo przecież prawie z każdego domu KTOŚ wyjechał i nie tylko z Grobli. Co niedziela odprawiano MSZE DZIĘKCZYNNE za szczęśliwe powroty. Przecież nikt do końca nie wiedział kiedy wojna się skończy i czy w ogóle powrócą. I w takich to okolicznościach życie w Grobli powoli się stabilizowało.

CZĘŚĆ XV - TRAGEDIA NA ŚWINIARACH

Przyznaje że wypadł mi 1 rok nauki w Grobli zaraz po wojnie w roku 1945 lub 46. Moja mama rodzona ZOFIA /bo miałem dwie mamy o czym pisałem wcześniej /chciała mnie zabrać do Krakowa a Ja nie bardzo miałem chęci bo przecież tu był mój dom, Szkoła i Koledzy.
Ale jak umyśliła tak uczyniła nie znam powodów bliżej dlaczego zaprowadziła mnie za rączkę /nie zawiozła bo w tamtych latach auta we wsi nikt nie miał a furmankę trzeba było specjalnie wynająć/ do swojego brata Andrzeja/ Jędrka jak mawiano/ Lany na Świniary gdzie był żonaty u Dziurów z córką STEFANIĄ.
Ojciec STEFANII a teściu JĘDRKA to gospodarz był co się zowie, gospodarny, energiczny i wymagający a dom mieli niedaleko błonia koło wału. Tam pasałem krowy i do dziś dnia jest chyba tam bunkier po-niemiecki do którego nie wolno było wchodzić bo nie wiadomo czy nie zaminowany.
Do Szkoły na ŚWINIARACH która była w porcie miałem 2 km. a do kościoła w GROBLI 5 Km. Zmiana środowiska i wszystkiego wokół mojej Osoby jako małego Człowieka wpłynęła ujemnie na moja osobowość. Nie mogłem się przyzwyczaić i następnego roku na wiosnę samowolnie wróciłem do Grobli do domu SOWIŃSKICH. Ostatnie miesiące chodziłem do Szkoły na Świniarach a już od września do mojej ulubionej w Grobli.

Ale w tym odcinku moim zamiarem jest opisanie śmierci jaka wydarzyła się właśnie na ŚWINIARACH. Jesienią każdego roku mieszkańcy okolicznych wsi zawsze chodzili na grzyby czy borówki. Pewnego dnia grupka Ludzi starszych i młodzieży w piękny słoneczny dzień wybraliśmy się do pobliskiego lasu /może Niepołomickiego/ na zbiór borówek.
Po kilku godzinach około południa nadeszła chmura i nie wyglądało na nic groźnego.W niedługim czasie przyszła ulewa z błyskawicami/grzmotami/i większość nas ukryła się w pobliskiej drewnianej szopie. Ci co głębiej byli w lesie i nie zdążyli stanęli pod drzewami. I oto w tym czasie uderzył piorun w drzewo rozrywając na połowę i zabił naszą KOLEŻANKĘ/ Kogo to nie będę wymieniał bo dobrze nie pamiętam i nie jest moim celem przypominać rodzinie tamte tragiczne dni /ale dla p r z e s t r o g i pisze aby nie zatrzymywali się pod wysokimi drzewami i odrzucili z dala od siebie wszelkie metalowe części np.klucze. Jest to bowiem doskonały przewodnik prądu.
Tragedia w całej wsi Świniary i Szkole ogromna. Jeszcze do dziś mam przed oczyma te rzesze Ludzi idące za białą trumną. Płacz najbliższych i smutek w sercach młodych nas Ludzi Koleżanek i Kolegów z naszej Szkoły. Tamten dzień / czarny/zapewne jest w pamięci wielu mieszkańców mojego pokolenia. Pamiętajmy, że siła natury jest ogromna i nie obliczalna w skutkach.

CZĘŚĆ XVI - REFERENDUM

Na dzień 30 czerwca 1946 roku wyznaczono datę REFERENDUM aby NARÓD odpowiedział na pytania /podaje w skrócie/.

1. Czy chcesz zniesienia SENATU
2. Czy chcesz uwłaszczenia Chłopów/parcelacji gruntów/
3. Czy chcesz granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej


Dla pokolenia urodzonego po wojnie odsyłam do książek historycznych i przed-wojennych map Polski bo to temat złożony.
Ja ograniczam się w swoich wypowiedziach tylko do spraw które osobiście przeżyłem w Grobli. Kilka dni przed Dniem Referendum przyniesiono do Szkoły naszej i zapewne w całej Polsce ulotki z powyższymi pytaniami z zaleceniem aby wszyscy Obywatele, nasi Rodzice i dorośli z domu głosowali 3 x tak. Był to program jak pisało na ulotkach i hasłach tzw. Bloku Demokratycznego rządu PKWN/Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego/. W tym celu rozdano kartki z nr.3 wszystkim dzieciom w szkole aby roznieśli do domów. Były też nr.2 i 4 innych mniejszych ugrupowań które nie z każdym punktem się zgadzały ale te kartki były roznoszone po domach indywidualnie.
Wiem bo ja też przynosiłem i rozdawałem po rodzinie i sąsiadach. Jak odbyło się Referendum i z jakimi rezultatami to można odczytać wszystko i dokładnie na stronach internetu-Referendum Ludowe 1946.

Walki o władze słowne na wiecach jak i zbrojne potyczki w niektórych rejonach kraju trwały nadal aż do wygranych wyborów do SEJMU przez Tymczasowy Rząd w styczniu 1947 roku. Dopiero teraz dowiedziano się że POLSKA przyjęła ustrój DEMOKRACJI SOCJALISTYCZNEJ i ogłoszono amnestie. A czy były wybory sfałszowane czy nie jak to obecni znawcy tematu twierdzą to nie wiem bo byłem małoletni i nie głosowałem ani nie liczyłem.
Zaraz uchwalono Plan 6-tni odbudowy Kraju ze zniszczeń wojennych i budowy nowych okręgów przemysłowych i całych miast. Wówczas powstała myśl stworzenia miejsc pracy dla przeludnionej małopolski. Zatwierdzono budowę miasta Nowa Huta pod Krakowem dla 100.000 Ludzi i kompleksu hutniczego. I ja tam pracowałem przez 12 lat i z Huty otrzymałem mieszkanie. Takie inwestycje powstawały w całej Polsce przy jednoczesnej odbudowie zniszczonej Warszawy.

W wyniku przegłosowania na TAK zgodnie z pkt.2 Referendum przystąpiono do parcelacji/podziału ziemi/pomiędzy mało-rolnych Chłopów. W Grobli podzielono na działki błonia. Zostawiono tylko 1/4 areału na wypas bydła.Drugi wielki podział był ugorów pomiędzy wałami od bajki do Ostrówka tam pasałem krowy. Przydzielano też inne nieużytki chyba w Trawnikach i innych. Dziedzicom czyli bogatym właścicielom ziemskim wolno było mieć nie więcej jak 5O ha. W Grobli wiedziałem o jednym dziedzicu na Skale nad Wisłą bo tamtą drogą chodziłem do szkoły ale myślałem że Dziedzic to nazwisko i do dziś nie wiem jak się nazywał naprawdę i co dalej z tym gospodarstwem bo jako małego Chłopca mnie to nie interesowało. Moim marzeniem i i całej młodzieży szkolnej było ukończenie nauki w Grobli i pójścia do Szkół. Ja zaraz wyjechałem do Krakowa do rodziców.
Przypuszczać należy, że sytuacja drobnych gospodarstw się poprawiła i było ogólne zadowolenia tak ja to widziałem i co słyszałem dziś zapisuje.

Czasy się zmieniały pod względem gospodarczym na naszych oczach i wszyscy to odczuwali. I chociaż tu i ówdzie słychać było głosy nieufności i niezadowolenia to generalnie zanosiło się na lepsze czasy. Młodzież z każdego domu była w mieście w Szkołach, przyjeżdżali do Rodziców prawie co niedziela po zaopatrzenie a dumni Rodzice ze swoich uczniów i studentów chętnie IM pomagali. Dla biedoty wiejskiej ale i miejskiej w stosunku do lat z przed wojny jak mawiano zmieniło się pod względem bytowym./była praca i nauka/Ja pracowałem od 15 lat od 7-13 tylko 6 godzin jako młodociany a na 14.00 szedłem do Szkoły ale to już było w Krakowie. Nauczanie było na 2 zmiany bo tyle było chętnych do nauki. Jeśli Ktoś nie pracował i nie uczył się a dotyczyło to przeważnie młodych Ludzi w miastach no to zapytano Go z czego się utrzymuje i kierowano do pracy a jeśli nie podjął no to miał kłopoty. Dbano aby każdy miał zajęcie i nie narzekał że niema na utrzymanie siebie czy rodziny bo pracy było wystarczająco dla każdego.
A że była w późniejszych latach tendencja i agitacja do organizowania się gospodarzy w Spółdzielczych Kółkach Rolniczych czy PGR/Państwowe Gospodarstwa Rolne/to już inna sprawa ale Chłop polski przywiązany do własnej ziemi nie dał się namówić i do końca nie udało się przeprowadzić kolektywizacji polskiej wsi .
Zaś pod względem socjalnym przywileje były duże tak w mieście jak i na wsi bo takie były hasła nowoczesnej Polski i je realizowano aby sobie zaskarbić przychylność społeczeństwa. Ale tak musiało być bo zarobki wystarczały tylko na utrzymanie rodziny i nic więcej, chyba że pracowało z jednego domu kilka Osób, dlatego też zadaniem rządu było wspomaganie Ludzi innymi sposobami gwarantującymi stabilność egzystencji. I tak było przez 44 lata. Czy dobrze czy źle niech ocenia każdy indywidualnie bo też każdemu z osobna inaczej się żyło.

Dla nas młodych Ludzi to celem była nauka aby wykorzystać szanse jaką dała nam historia z nadzieją i wiarą patrzeć w przyszłość bez wojen a w spokoju i pokoju.

To nasze pokolenie zaczęło podnosić z gruzów naszą Ojczyznę i zbudowało nową Polskę w ramach tzw.czynów społecznych/wolontariuszy/za miskę zupy ze wspólnego kotła i dlatego z satysfakcją wspominamy tamte lata. Żadne uwarunkowania polityczne nas nie interesowały-cieszyliśmy się WOLNOŚCIĄ.

Tamte lata dość wiarygodnie przedstawione są w filmach: "Polskie Drogi", "DOM", "Sami Swoi" i innych.


CZĘŚĆ XVII - POŻEGNANIA

Zgodnie z tradycją rok Szkolny kończył się w miesiącu czerwcu. To czas p o ż e g n a n i a ze Szkołą.. Były kwiaty i podziękowania dla NAUCZYCIELI za lata nauki i dobre wychowanie.
Po wyzwoleniu kolejne roczniki Młodzieży podejmowały naukę w Szkołach w całej Polsce. Wieś się wyludniała. W Grobli zostali tylko Ci co musieli gdyż nie miał kto pracować na gospodarstwie.
Gospodarka narodowa potrzebowała Ludzi do pracy z kwalifikacjami. HASłO - wszyscy do nauki miało swoje uzasadnienie bo Ojczyznę należało odbudować ze zniszczeń wojennych i budować nowe fabryki, huty. Brak było wszystkiego,szczególnie na wsiach i w małych miastach budowano Szkoły, przedszkola czy punkty leczenia zbiorowego. Potrzebni byli robotnicy i fachowcy od zaraz i wszędzie. Po ukończeniu Szkoły Podstawowej i JA opuściłem moją wieś na zawsze.
Szkoły były wielo-stopniowe.Zawodówki,technika i Licea oraz Uczelnie Wyższe.Uniwersytety i Akademie.
Jaki Kto kierunek nauki podjął można było rozpoznać po czapkach z daszkami noszonych ostentacyjnie wówczas przez Młodzież. Medycyna miała kolor biały. Szkoły techniczne-bordo a ekonomia i handel-zielone/widać to dobrze na filmie DOM/.
Wielka parada i rozeznanie zawodów odbywało się kiedy Młodzież przyjeżdżała do swoich rodzinnych domów na Święta. Czapki zdejmowano dopiero przed wejściem do Kościoła a i Rodzice dumni byli ze swoich Córek i Synów opowiadając czym to Ich pociecha nie będzie.
Małe niezadowolenie było kiedy Uczeń czy Student otrzymał tzw.nakaz pracy. Kuratorium czy Uczelnia kierowała absolwentów tam gdzie było zapotrzebowanie do pracy. Nieraz to nawet daleko od domu ale to tylko na 2 lata a później to każdy mógł zmienić sobie miejsce pracy i zamieszkania wg.własnych upodobań. W większości to jednak pozostali na swoich stanowiskach a nawet awansowali i zawierali Związki na całe życie.

Pierwsza moja wizyta w Grobli po wyjeździe do Krakowa odbyła się na zaproszenie mnie na spotkanie z córką MARCELINĄ z Francji która przyjechała do Rodziców i rodzinnego domu po kilkudziesięciu latach rozłąki z dorosłym już SYNEM i SYNOWĄ, mówili tylko po francusku.

Drugie moje odwiedziny w Grobli były związane z chorobą Mamy KATARZYNY/Tata Stanisław zmarł kilka lat wcześniej/ jak się okazało śmiertelną chorobą bo za tydzień przyjechałem ponownie na wezwanie już na ostateczną p o ż e g n a l n ą drogę przez córkę WERONIKĘ, która cały czas była przy Mamie pomimo że mieszkała już od kilku lat z mężem - Piotrem KURNIK i dziećmi - MARYSIĄ i BASIĄ w Krakowie.

Ostatnia wizyta w Grobli to w latach 8O-tych byłem z żoną na weselu Syna Elżbiety i Franka u SOWIŃSKICH.

Kończąc moje wspomnienia z 10 lat życia w Grobli zachęcam WSZYSTKICH którzy pamiętają tamte lata a może i późniejsze - inaczej jak Ja do pisania pamiętników. Starałem się przekazać jak najbardziej wiernie to co przeżyłem ale chętnie przeczytamy inne opowiadania.

Ocalmy od zapomnienia i pozostawmy historii bo czas nieubłaganie upływa.

Odczuwam potrzebę tak dla przestrogi innym aby unikali wszelkich wróżbitów. Przez całe moje życie, żyje z kompleksem wróżby z linii papilarnych ręki pewnej Osoby z czasów wojny/nie Cyganki/która przepowidziała mi 76 lat życia. Dawniej to wydawało mi się że bardzo długo będę chodził po tym świecie. Dziś jak bumerang wraca do mnie tamta wróżba bo czas mój się zbliża. Ażeby jednak zadać kłam wszelkim wróżbom i zabobonom. Wierze że DOBRY BÓG pozwoli jeszcze się spotkać. Zatem do zobaczenia w GROBLI.

< Koniec >


pisał: Zdzisław Krzesowski - Groblanin


http://dzidek.blog.onet.pl/

Komentarze

#1 | janosik dnia 01 lipca 2010 23:01
Bardzo ciekawie Pan opowiada.Bardzo proszę o kontakt na PRYWATNĄ WIADOMOŚĆ.Muszę się z Panem podzielić paroma wiadomościami.
Pozdrawiam
Janosik
#2 | arika dnia 24 sierpnia 2010 19:42
Pięknie opisane wspomnienia....Mam prośbę, aby Pan podzielił się z nami również wspomnieniami z lat wczesnego komunizmu w Grobli. Tak niewiele się teraz o tym mówi....a wcześniej nie było wolno..Pokolenie naszych rodziców, którzy TO doświadczyli na własnej skórze, już powoli się wykrusza, a w książkach do historii w szkole coraz mniej się o tym mówi.Tym bardziej nie ma tego, co działo się konkretnie w naszej wsi. Młode pokolenie odzierane jest coraz bardziej ze swojej tożsamości , a przecież naród, który nie pamięta swojej historii - nie istnieje.!!
Pozdrawiam serdecznie Pana i czekam na dalszy ciąg. Arika

Dodaj komentarz

Nick:




Reklama

Pogoda

pogoda

Ankieta

Brak przeprowadzanych ankiet.