'
Temat dniaKolejny Konkurs Wielkanocny dla Kół Gospodyń już za nami Gmina DrwiniaKonkurs Wielkanocny Bezpieczeństwo publiczneSzpital w Bochni. Zoperowano pacjenta z ogromnym guzem nowotworowym
Województwo Małopolskie25 LAT POLSKI W NATO

GRZECHY DZIECIŃSTWA i nie tylko (1)Drukuj




Wbrew pozorom nie będzie to rozprawka sprowokowana trwającą właśnie wielkopostną porą, zachęcającą do czynienia rachunku sumienia. To tylko kolejna porcja wspomnień, sięgających pierwszej połowy poprzedniego stulecia.



Za naszą białą chatą na łące, na wygonie, słoneczne, ciche lato koniczynami płonie
Mienią się żytnie łany srebrzyście i bogato – jest jakiś świat kochany za naszą białą chatą.
O świcie rosy bielą na łąkach płótna zgrzebne i mgły się nisko ścielą na nasze łany chlebne
Wieczorem po ugorach anioły snu stąpają, a nocą w ciemnych borach paprocie zakwitają.
Za naszą białą chatą w lipcową parną noc rodzi się w młodej duszy miłości dziwna moc
Rozsiewa księżyc blaski, migocą gwiazd miliony, jest jakiś świat kochany, cudowny, wymarzony (Edward Słoński).


Taki właśnie obraz rodzinnego sioła, pachnący lipowym kwiatem, słodki jak miód z plastra w dziadkowej pasiece, najchętniej przywołuję we wspomnieniach. Spokój, zgoda, żmudna praca wieńczona satysfakcją z zebranych plonów, naród pobożny, uczciwy, niesprawiający większych kłopotów swoim duszpasterzom – idylla. Czyżby to stadko owieczek wolne było od przypadłości dziedziczonych po Pierwszych Rodzicach? Taki wizerunek trąciłby fałszem, bo przecież społeczność naszej wsi była (i zapewne jest) pełnokrwista, zdolna do porywów zarówno tych uznawanych za wzniosłe i szlachetne, jak i takich, jakie lepiej się nie chwalić, zwłaszcza przed dziećmi. Te ostatnie zresztą równie często miały coś do ukrycia przed dorosłymi. Jeżeli się udało – ich szczęście. Jeżeli „sprawa się rypła” - szły w ruch tradycyjne metody wychowawcze, zależne od kategorii „przestępstwa”. Ze strony matki - głównie perswazje, czasem bardzo głośne. Ze strony ojca środki, niekoniecznie pas, musiały być poważniejsze, zwłaszcza dla synów. Przewiny – nie ma sensu ich wyliczać - zapewne niewiele różniły się od dzisiejszych. Popełnialiśmy je, często nie mając pojęcia, że grzeszymy. Oto jeden przykład.


Mieliśmy po kilka lat, było lato, pora żniw. Dorośli w polu, my, do roboty jeszcze za słabi, sami w domu albo koło domu, pełna swoboda. Zabawy w chowanego po sąsiedzkich zabudowaniach, taplanie się w bagnistym „dołku”, prowizoryczna piłka, gra w klasy na wygładzonej nawierzchni gruntowej drogi – wszystko się może znudzić. Nie wiem, kto wyskoczył z wiadomością, że niedaleko, za tym oto płotem, jest grządka marchewki, nie pamiętam też, kto był inicjatorem wyprawy za ten płot. Wiem, że nie było sprzeciwów i zgodnie ruszyliśmy na rabunek. Wyrywaliśmy pomarańczowe frykasy, by po odrzuceniu pierzastej naci i jakim takim oczyszczeniu z grudek ziemi, chrupać je ze smakiem. Wszystko na miejscu, na obcej grządce, bez wyrzutów sumienia, bez zastanawiania się nad konsekwencjami. Po tej marchewkowej uczcie zadowoleni wróciliśmy do swoich oklepanych rozrywek. Tymczasem słońce nie stało w miejscu, dzień powoli się kończył. Rodzice jakoś nie wracali, wrócili natomiast właściciele nieszczęsnego warzywnika i, co gorsza, między domami pojawili się Cyganie, postrach wszystkich dzieci. Moje towarzystwo rozpierzchło się wcześniej, sama odruchowo pobiegłam do „tych” sąsiadów. Zdążyłam już zapomnieć o swoim występku względem ich mienia, a tu zdenerwowany gospodarz zapytał, czy przypadkiem nie widziałam, jakie to łobuzy buszowały po jego ogrodzie. Grom z jasnego nieba. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że brałam udział w pospolitej kradzieży, za co natychmiast zostanę ukarana: uprowadzą mnie Cyganki! Niestety, nawet ten strach nie wystarczył, bym przyznała się do winy i przeprosiła. Uciekłam cichcem.

To był chyba najpoważniejszy grzech mojego/naszego dzieciństwa. A inne, powszednie? Były, były! Najczęściej kłótnie okraszane wymyślnymi, rymowanymi przezwiskami w rodzaju: Janka, pasła baranka, zgubiła klucze, matka ją tłucze, ojciec ją broni, kluczami dzwoni.... Albo: Maryna ze młyna, wyleciała na ulicę os....ła se trzy spódnice - prawie każde imię miało swój osobliwy komentarz. Zdarzało się skarżenie na kolegów, obgadywanie koleżanek, najczęściej powodowane zazdrością o coś tam. Nie kradzieże, na pewno też nie rękoczyny (wśród dziewcząt, bo chłopcy mieli inne grzechy, choćby dokuczanie dziewczynkom). Sprawy męsko-damskie jeszcze nas mało obchodziły, chyba że dotyczyły starszych, którzy tę dziedzinę życia starali się jak najstaranniej przed dziećmi ukrywać, zresztą ze skutkiem odwrotnym od zamierzonego: wzajemne „uświadamianie” miało się nieźle.


Wiadomo jednak, że małolaty swój rozum, wyostrzony słuch i zdolność wyciągania odpowiednich wniosków mają większe, niż się dorosłym wydaje. Tak też było i z moim pokoleniem. Jeżeli się czegoś nie rozumiało do końca, roztrząsało się sprawę w gronie rówieśnic (chłopcy absolutnie nie mogli w tym uczestniczyć) i wspólnymi siłami dochodziło do jakiejś „prawdy”. Tematów dostarczało otoczenie, czasem sam ksiądz proboszcz. Porównał na przykład kiedyś w kazaniu przysłowiową cnotę czystości do płótna, które raz użyte do mycia podłogi, swej nieskazitelnej bieli nie odzyska nawet po wielokrotnym praniu. Podobnie z panieńską niewinnością – spowiedź, pokuta, rozgrzeszenie jej nie przywrócą. Było tam coś jeszcze o „owocu grzechu nieczystego”, który, jeżeli już się zdarzy, powinien bez przeszkód przyjść na świat. Nie ma co ukrywać – takie owoce pojawiały się i w naszej społeczności, a czy bez przeszkód?
To już inny temat, więc odłóżmy go do następnego odcinka., a tymczasem – miłej lektury

Maria Teresa

(foto_magazyn_Pixabay)

Komentarze

Brak komentarzy. Może czas dodać swój?

Dodaj komentarz

Nick:




Oceny

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Brak ocen. Może czas dodać swoją?

Reklama

Pogoda

pogoda

Ankieta

Brak przeprowadzanych ankiet.