'
Temat dniaUwaga Cykliści! Gravel Karp Adventure w Osieku Powiat BocheńskiRozstrzygnięcie konkursu dla NGO w zakresie kultury, sportu i turystyki Gmina DrwiniaUroczystości 70 - LECIA OSP Niedary połączona z odsłonięciem tablicy pamiątkowej Franciszka Gajosa
Bezpieczeństwo publiczneUWAGA! Akcja ochronnego szczepienia lisów przeciwko wściekliźnie

A wyjrzyjze do nos...Drukuj



Czas biegnie, wręcz galopuje, co każdy wie, widzi, czuje na własnej skórze. Mimo tej oczywistości człowieka raz po raz zaskakuje fakt, że coś, co zaledwie majaczyło w dalekiej przyszłości, staje się teraźniejszością. Przecież dopiero szykowaliśmy się do Wigilii, a już Gromniczna na karku i okres kolędowania się kończy. Spieszę więc aby zdążyć z dawno planowanym tekstem, opartym na prastarej pieśni kolędniczej, a przechowanej przez moją pamięć w archaicznej, gwarowej formie. Gwara to autentyczna, grobelska, kilkoma szczegółami różniąca się nawet od innych małopolskich. Podejrzewam, że niewiele już osób potrafi się nią - w czystej postaci - posługiwać, ale, przyznajmy, ciągle jest nam bliska, może zatem warto do niej wracać.

No to spróbujmy zaśpiewać na melodię „A wczora z wieczora”

"A wyjrzyjze do nos (2x), panie gospodorzu (2x)
Cosik ci powiywa,/ cym cie uciesywa.
Ze na twoji roli /złoty płuzek stoi
A przy tym płuzecku /śtyry konie siwe.
A za tym płuzeckiym /świyty Paweł chodzi
Nojświynco paniynka /śniodanicko niesie
Sio'dźcie, Pawle, sio'dźcie,/sio'dźcie, pośniodojcie
Śniodać nie bedziewa,/ skibe załorzewa
Skibe załorali,/ siedli, pośniodali

Mnóstwo w tym tekście materiału do językowych analiz, jednak proszę się nie obawiać, nie mam zamiaru zanudzać nikogo jakimś pseudonaukowym wykładem. Chcę tylko jednym uświadomić, drugim przypomnieć kilka ciekawostek dotyczących tego, odchodzącego już w przeszłość, środka komunikowania się, w jaki wyposażyli nas przodkowie.

Zdziwił się bardzo bohater komedii Moliera, kiedy uświadomiono mu, że od urodzenia mówi prozą. Pewnie tak samo zdziwiłby się, nawet dzisiaj, niejeden mieszkaniec wsi, gdyby mu powiedziano, czym jest jego język codzienny, jakie są jego źródła, dzieje. Cóż dopiero w czasach mojego dzieciństwa, kiedy powszechna oświata była przecież na niższym poziomie. W latach przedszkolnych wiedzę o otaczającym świecie zdobywaliśmy przez kontakty z najbliższym otoczeniem. Sprawy języka wzbudzały zainteresowanie, jeżeli usłyszało się coś niezrozumiałego, ale w tym wypadku dorośli mogli nam służyć co najwyżej biblijną opowieścią o wieży Babel. A istnienie obcych nam języków potwierdzało życie. Inaczej przecież rozmawiały między sobą, obiegające od czasu do czasu wieś, Cyganki, inaczej „śwargotali” na „targowicy” w Bochni Żydzi, później znów jeszcze inaczej Niemcy, ponaglający ludzi do pracy przy okopach.
Ale najwcześniej dało się zauważyć, że na co dzień w domu i środowisku sąsiedzkim się „godo”, „gwarzy”, zaś w kościele, czy też w szkole się mówi, i to „po pańsku”. Posługiwanie się językiem „chamskim”, „chłopskim” w obecności księdza albo nauczyciela to był wstyd, świadectwo ciemniactwa. Z drugiej strony, jeżeli ktoś (najczęściej młoda dziewczyna, która otarła się o miejskie życie) próbował między swymi tej „pańskiej” mowy (czyli „szaształ”), był obśmiewany, przedrzeźniany. Nikt też nie zastanawiał się, dlaczego jeden naród nie mówi językiem jednolitym, tym bardziej zaś nad tym, skąd się te różnice wzięły i o czym świadczą. A przecież stanowiliśmy żywy, niepisany nośnik dowodów rozwoju, normalizacji, trwającego wieki ujednolicania polszczyzny.

„Cosik ci powiywa, cym cie uciesywa”. Skąd te końcówki -wy, zamiast -my?
Każdy pewnie pamięta o istnieniu liczby pojedynczej (ja powiem) i mnogiej (my powiemy), ale nie każdy musi wiedzieć, że do XVI wieku oficjalnie używana była poza tym liczba podwójna odnosząca się do dwóch osób (mama powiedziałaby: idę, mama z tatą: idziewa, rodzice z dziećmi: idziemy). Nie każdy też musi wiedzieć, że język ogólnopolski odrzucił liczbę podwójną, natomiast niektóre języki regionalne, w tym grobelska, odrzuciły liczbę mnogą rozszerzając równocześnie zakres liczby podwójnej.

Inne zjawisko to mazurzenie, obecne w większości polskich gwar. Wiadomo, głoski zapisywane jako cz, dż, sz, ż wymawia się jak c,dz (albo dź), s, z. Zatem „płuzek”, a nie płużek, „cym”, a nie „czym”, „ucies(ywa)”, a nie „uciesz-”, „wyjrzyjze”, a nie „wyjrzyjże”.
Dlaczego jednak w wyrazach „wyjrzyj”, „gospodorz”, „przy”, „załorzewa” słyszymy „ż”? Jak łatwo zauważyć, tutaj „ż” zapisane jest przez dwuznak rz, z czego wniosek, że tak pisana spółgłoska mazurzeniu nie ulega. A dlaczego? Bo to pradawne r, które w trakcie różnicowania się języków słowiańskich w polskim przybrało brzmienie równe „ż”, w czeskim waha się między jednym a drugim, w innych pozostało jako „r”. Nasze „morze” to rosyjskie „morie”, ukraińskie „more”. Chorwackie można sprawdzić słuchając przepięknej piosenki Trubadurów z Dubrownika (Szumi, szumi...). Polecam.

…..Na tę okoliczność przywołam jeszcze przykład spoza omawianej pastorałki. Oto dwa niewinne wyrazy: żyć / rzyć. Pierwszy to czasownik oznaczający w zasadzie to samo, co „istnieć”. Drugi jest (był?) rzeczownikiem mniej dosadnie nazywającym pewną część ciała (jeżeli ktoś nie chciał zbyt ostro powiedzieć, że coś jest do d..., to mówił, że jest do rzyci). Dzisiaj te wyrazy brzmieniowo są tożsame, ale w odległych czasach rozgoryczony niepowodzeniami pradziadek narzekając: „Mo'm w rzyci takie zycie”, wyraźnie je różnicował. Może gdybyśmy w latach szkolnych wiedzieli, skąd się wzięło rz, nie popełnialibyśmy ortograficznych błędów w tym zakresie?

Nie chciałabym nikogo znudzić, ale nie mogę się powstrzymać od zwrócenia uwagi na bardzo charakterystyczną cechę dotyczącą samogłosek nosowych (ą, ę). Otóż w naszej gwarze zatracają one tę nosowość całkowicie, stąd „święty” to nawet nie „świynty”, ale „świyty”, zaś „najświętsza” to nie „nojświynco”, lecz „nojświyco”. A „siądzcie” to „sio'dźcie.

Mam nadzieję, że powyższe spostrzeżenia (zaledwie mała próbka) pokazują, jak ciekawe mogą być studia nad czymś tak z pozoru zwyczajnym, dla niektórych nawet wstydliwym, jak gwary, lokalne odmiany języka, które pewnie przetrwają jedynie w folklorze i opracowaniach dialektologicznych. No bo przecież nie w życiu publicznym, a tym bardziej zawodowym. Zainteresowani tematem znajdą niewątpliwie za pośrednictwem wszystko wiedzącego „gugla” wiele materiałów, jednak chyba nic, co by dotyczyło wyłącznie gwary grobelskiej. W tej mierze pozostaje liczyć na pamięć starych i nadzieja, że jakiś rodzimy student filologii polskiej wpadnie na pomysł opracowania stosownej monografii. Może zresztą już taka monografia istnieje, tylko ja o tym nie wiem? Na marginesie: wzruszył mnie ostatnio pewien senator Najjaśniejszej naszej Rzeczypospolitej, reprezentujący górskie okolice kraju. Pamiętam: kilka lat temu, w początkach politycznej kariery, trudno mu było swoje przemyślenia uzewnętrzniać bez wyraźnych gwarowych naleciałości. Dziś sposób wysławiania się na równi z eleganckim garniturem świadczą, owszem, o wysiłku intelektualnym, zmianie pozycji społecznej, ale także o wyzbyciu się części własnej tożsamości. Cóż robić, to jest ŻYCIE, a nie ZYCIE.

Ufff! No i jak, przeczytaliśmy? To dobrze, bo czas się zabrać do innej roboty. Drodzy Państwo, przed nami ostatki, tłusty czwartek (nowa tradycja, dawniej w Grobli, nieznana), więc dalej rozczyniać ciasto, smażyć pączki, chrusty, szykować śledziki na Popielec i powoli przeprogramowywać się na postno-wiosenne nastroje. Powodzenia!
Maria Teresa

Komentarze

Brak komentarzy. Może czas dodać swój?

Dodaj komentarz

Nick:




Reklama

Pogoda

pogoda

Ankieta

Brak przeprowadzanych ankiet.