'
Temat dniaDroga w Słomce od jutra zamknięta ! Powiat BocheńskiZostań Superortografem Powiatu! Województwo MałopolskieUwaga Cykliści! Gravel Karp Adventure w Osieku
Powiat BocheńskiRozstrzygnięcie konkursu dla NGO w zakresie kultury, sportu i turystyki

ŻNIWADrukuj



„…Już stronami, na piaskach i lżejszych gruntach, wychodzono ze sierpem, już nawet kaj niekaj po po wyżniach błyskały kosy, ale we wsiach, gdzie były mocniejsze ziemie, dopiero imano się przygotowań i żniwa lada dzień miały się rozpoczynać… Rychtowano na gwałt drabiny i moczono we stawie wozy co bardziej rozeschnięte, oprzątano stodoły, że prawie pod każdą chałupą brzękały rozklepywane kosy…” - Tak widział Wł. Reymont czas przed żniwami w podwarszawskiej wsi.

Lipiec, sierpień, - środek lata, - to bardzo pracowity okres dla rolników i tych co mają do czynienia z uprawą roli, chociażby na niewielkim areale, to czas wakacji dla dzieci i młodzieży, a dla innych czas urlopów i wypoczynku. Dla nas emerytów, którzy przynajmniej po części spełnili się, jest to czas wspomnień i refleksji.
Wiosenny trud i wysiłek rolnika, w okresie letnim zaczyna przynosić owoce i plony. Naczelnym hasłem na wsi w środku lata jest zawołanie; żniwa. Skoro żyto i pszenica, po okresie wegetacji „dojrzały”, - to będą żniwa. Każde pokolenie przeżywało i przeżywa tą porę roku jako bardzo ważną dla całej społeczności. Ale czy w przeszłości żniwa przebiegały tak jak w dzisiejszej epoce: opryskiwania roślin, kombajnów, balowania słomy itp.?. Podążając za minionym czasem, w żadnym przedziale charakter pracy i czynności żniwnych z epoki sierpa i kosy, nie przylega do współczesności.

Wieś; mojego dzieciństwa i dorastania w otoczeniu nieskalanej natury, biegania na bosaka po rozgrzanej ziemi i zielonej trawie, wieś o jakże specyficznym zapachu świeżego siana z łąk nadwiślańskich, jabłek i gruszek pod drzewami w mini ogrodach, wieś w której rozlegały się stuki klepania kos na „babkach” wbitych w pniaki, wieś w której wyczuwało się wielkie zaangażowanie i zainteresowanie wszystkich mieszkańców, tym jakże ważnym czasem zbioru plonów czyniła przygotowania podobne jak opisywał Władysław Reymont w „Chłopach” A widok, szachownicy pól i zagonów utworzonej z łanów zbóż, koniczyn, kartofli itp., o różnych barwach, jeszcze dziś przywołuje wspomnienia i jakąś niezrozumiałą tęsknotę, za tym co nieodwracalnie przeminęło. Ludzie w tym okresie mobilizowali się, wykazywali wzmożoną aktywność i solidarność.

Nasze żytko już dojrzewa,
O koszeniu przypomina.



Zanim jednak kosiarze i żniwiarze wyszli w pole, na których rosły złociste źdźbła zakończone kłosami, tu i ówdzie stłamszone przez dzika lub gradobicie, z dobrze wyklepanymi i wyostrzonymi kosami oraz sierpami, rolnik musiał dużo różnorakiej pracy i pielęgnacji włożyć w ich uprawę. Okres wegetacji, to ciągła troska i doglądanie swoich zagonów obsianych zbożem. Pojawienie się na nieboskłonie chmur burzowych i zapowiedź deszczowej pogody, wprowadzały gospodarzy w niepewność, szczególnie w okresie dojrzewania jeszcze zielonych kłosów. Narastała w ich odczuciach obawa czy praca nie ulegnie pomniejszeniu, przez gradobicie czy też burzę. A kiedy niemal po całej wsi rozlegały się odgłosy klepania kos, przezbrajania wozów na „drabiniaste”, zmawianie żniwiarzy lub kosiarzy, wiadomym było, że czas żniwa zaczynać.
Sierp i kosa – to były podstawowe narzędzia przy żniwach. Praca nad wyraz ciężka i trudna jeżeli uwzględnimy, że słońce praży niemiłosiernie na pochylony grzbiet żniwiarzy, a pokłute ręce wykonują kilka powtarzających się ruchów ścinających zboże i równo odkładających je w pokos lub kupki - o ile słoma była dobrze dojrzała, nie zanieczyszczona zielonymi chwastami i nie musiała leżakować celem wyschnięcia.
Ciężka praca wykonywana w pochyleniu i w skwarze słońca nikogo nie przerażała ilością i wielkością nie zżętego zboża rosnącego jeszcze na zagonach. Nikt nie przejmował się, że ręce pokłute słomą krwawią, ani nawet nikt nie zwracał uwagi na bose niekiedy stopy, jakże mocno okaleczone ścierniskiem. Tylko dzwon z wieży kościoła o godzinie dwunastej oznajmiał, że czas przerwać prace, odmówić modlitwę Anioł Pański, w czasie odpoczynku posilić się obiadem przyniesionym zwykle przez dzieci starsze nie biorące udziału w żniwach. Chleb z masłem i serem, jajka i kawa zbożowa z mlekiem (nie z kartu ale prosto od krowy), to polowy obiad żniwiarzy, Po chwili odpoczynku, ocenie wykonanej pracy znów pokos za pokosem, garść zżętego zboża odłożona na kolejną kupkę itd. Każdy gospodarz chciałby aby snopów na polu było jak najwięcej i żeby prace te wykonać przy sprzyjającej słonecznej pogodzie. Zżęte zboże, które w kupkach lub pokosem leżało na ścierniskach należało powiązać w snopy, które z kolei trzeba było złożyć w kopy zwane mendlami. I tym sposobem zagon na którym rosły kłosy, zamienił się jak-dyby w poligon z szeregiem równo poustawianych mendli.

Do ważnych prac żniwnych niewątpliwie należy wiązanie snopków zżętego lub skoszonego zboża, oraz znoszenia ich do miejsca gdzie będą ustawione kopki o różnej konstrukcji, zawsze w taki sposób, aby skoszone zboże było zabezpieczone przed przemoknięciem w razie deszczu, jak również oparło się przed skutkami działania wiatru. Była to czynność wymagająca umiejętności i wysiłku.

Należy pamiętać, że były to czasy bez snopowiązałek, a później kombajnów. Pomimo to nie zawsze kosa była tolerowana, ponieważ ludzie nie mający wiele, byli przekonani, że część ziaren wypada z kłosów przy ścinaniu kosą, zubażając później ilość uzyskanego ziarna. Dla większości naszych gospodarzy, każdy kłos miał ogromną wartość. Stąd można było bardzo często oglądać na polach zbierających kłosy na ścierniskach.

Mendle to kopki układane z powiązanych snopków, kłosami do wewnątrz, na krzyż, środek lekko wyniesiony do góry. Cała kopa przykryta była daszkiem ze snopka. W ten sposób układane snopy były gromadzone w grupy, zwykle po cztery mendle. Pierwsza ocena gospodarza czy uprawa jest dobra, czy zboże obrodziło, wynikała z ilości ustawionych kopek.

Innym sposobem kopcowania powiązanego w snopy zboża, były kopki ustawione pionowo, kłosami do góry, opasane powrósłem ze zboża, nakryte chochołem, spełniającego rolę daszka, wykonanego ze snopka, którego słomę rozkładano współśrodkowo - niczym parasol. Kopki te ustawiano obok siebie w rzędzie, a ich charakterystyczna sylwetka stożkowa nakryta od góry, nadawała oryginalny wygląd.. Według mojej wiedzy, gospodarze stawiając w ten czy inny sposób kopki, sugerowali się przewidywaną pogodą. Jeżeli żniwa odbywały się przy ugruntowanej słonecznej pogodzie – na polach pojawiały się kopki w formie stożków. Zła pogoda lub nie ustabilizowana nakazywała snopy gromadzić w mendlach, umożliwiających przetrzymanie zboża w polu, na ściernisku przez dłuższy okres.




Mendel – jednostka liczeniowa od XIV w..: 15 sztuk = ¼ kopy. Mendel chłopski wynosił 16 szt. Na mendel liczeniowy kiedyś określano produkty rolne, snopy zboża, jaja, drób itp.

Mendel rolniczy = snopki zboża ułożone na krzyż lub w krąg kłosami do środka, w 4-ch warstwach po 3-y snopki, nakryte z wierzchu 1-3 snopkami, tworzącym daszek. Tak układa się zboże na Podkarpaciu.
.
Skoro zboże było dostatecznie przesuszone po kilkudniowym pozostawaniu w kopkach na ściernisku, nadszedł czas zwózki wozami specjalnie przystosowanymi do tego rodzaju transportu. Nazywano je „wozami drabiniastymi”, w których montowano długą rozworę i zakładano długie drabiny z charakterystycznym występem w przedniej części górnej belki. Występ ten przypominający róg nosorożca, umożliwiał dobre zakotwiczenie pierwszych snopów stanowiących pewną podstawę do układania dalszych warstw..




Zwózka zboża do stodoły i jej składanie w zapolu wymagało zatrudnienia kilku osób.
Układanie snopów na wozie to duża umiejętność, wynikających z potrzeby załadowania jak największej ilości oraz bezpiecznego przejazdu wyboistymi drogami do stodoły. Czasami furę układano w cztery, pięć, a nawet więcej warstw. Snopy przywiezione do stodoły, należało przełożyć do zapola w stodole, gdzie będą oczekiwały do jesieni lub zimy, aż rozpocznie się tak zwana „młocka”- oczywiście cepami.
Prawie regułą była zasada współpracy polegającej na tym, że gospodarze mający swoje konie, po zwiezieniu własnego zboża z pola do stodół, w miarę wolnego czasu – w ramach pomocy sąsiedzkiej lub na „zarobek”, zwozili zboże tym gospodarzom, których nie było stać na utrzymanie własnych koni. Zwykle gospodarze świadczyli pracę ręczną (odrabiali) na rzecz przyszłej pracy zaprzęgiem. Procedura przeliczeniowa była prosta – np. pięć godzin pracy ręcznej kosztowało godzinę pracy zaprzęgiem.
I tak najpierw znikały z pól kopki żyta i pszenicy, a później jęczmienia i owsa. Złote ścierniska pokryte kolcami jak skóra jeża, stawały się puste, tym samym zmieniały wygląd okolicy. Trud i praca na roli w tym przedziale została sowicie zapłacona, a ludzie mogli mieć nadzieję, że ich byt jest zabezpieczony.
Ścierniska nie zaorane zmieniały w miarę czasu swój wygląd pokrywając się zielonym chwastem i zbożem wyrosłym z ziarenek pogubionych w czasie prac żniwnych. Dalej rosły sobie kartofle, buraki, koniczyny czy też różnorakie jarzyny, a nasz krajobraz przybierał coraz to inne barwy. Dzisiaj przypominają krajobraz afrykański.

Emil z Gliwic, w skwarny sierpień 2015 roku.
.

Komentarze

#1 | Zdzislaw dnia 19 września 2015 21:55
Czytam z zaiteresowaniwm bo to byla moja praca w czasie wakacji.

P o z d r a w i a m serdecznie,
#2 | Barbara dnia 25 stycznia 2016 16:45
Piękne wspomnienia. Takie artykuły powinny być lekturą w szkoleWink. Młodzi nie mają pojęcia jak ich dziadkowie i starsi rodzice, ciężko pracowali na kromkę jałowego chleba z mlekiem. A i tego nie wszyscy mieli pod dostatkiem. Pracowali ciężko w ziemi, gnoju, kurzu, często boso, albo bardzo dziurawych butach, lichym ubraniu, w pocie czoła. Mycie po pracy zwykle było w komórce na małej miednicy, w lukullusowym przypadku w rzece. Mimo to potrafili kochać, uśmiechać się, nikt nie miał depresji... Ależ te czasy się zmieniły Shock

Dodaj komentarz

Nick:




Reklama

Pogoda

pogoda

Ankieta

Brak przeprowadzanych ankiet.