'
Temat dnia14 KOLEJNYCH INWESTYCJI DZIĘKI OSZCZĘDNOŚCIOM PO PRZETARGOWYM Bezpieczeństwo publiczneAkcja krwiodawstwa 7 kwietnia 2024 roku Bezpieczeństwo publiczneAwans st. bryg. Piotra Gadowskiego na stanowisko Zastępcy Małopolskiego Komendanta PSP
Bezpieczeństwo publiczneWażny komunikat bezpieczeństwa!

Szkoło, gdy cię wspominam…(1)Drukuj



Opustoszały właśnie szkolne mury i boiska, dzieciarnia rozpierzchła się szczęśliwa, że już ma pełną swobodę, zwłaszcza, gdy na świadectwach nienajgorsze oceny. Absolwenci pożegnali młodszych kolegów, wychowawców, pożegnali pewien etap życia, kto wie, czy nie najszczęśliwszy. „Bo życie między róże lubi wplatać głogi i nieraz groźne burze los wam ześle srogi, a wtedy serce do dawnych szkolnych będzie wracać lat, gdy złudnym szczęściem czarował świat…”- śpiewaliśmy przed laty na pożegnanie starszym kolegom, a jak sądzę , tych samych słów można będzie użyć i za następnych - dziesiąt lat.

Szkoła. Żywa reakcja na zamierzenia władz gminy Drwinia dotyczące lokalnej oświaty uprzytomniła mi, jak ważny to temat. Czy zawsze takim był? Za mojej pamięci zawsze, chociaż mniej budził emocji, bo nikt ludu wiejskiego, a zapewne i miejskiego nie pytał o zdanie . Nieokreślona bliżej „góra” wprowadzała zmiany, naród się do nich przystosowywał i jakoś tam było. Nie mam jednak zamiaru oceniać w tym tekście dawnych i dzisiejszych cech systemu edukacyjnego, chciałabym tylko trochę powspominać, a może też sprowokować starsze pokolenie do przedstawienia swojego obrazu grobelskiej szkoły. Wszak wiadomo, że ilu świadków, tyle wersji zdarzeń.
Wcześniej pozwolę sobie na przywołanie obrazów jeszcze dawniejszych, przekazanych mi przez rodziców. Swoją edukację zaczynali oni już w wolnej Polsce, u progu lat dwudziestych XX wieku, kiedy echa walk pierwszej wojny światowej były jeszcze bardzo żywe. Nie wiem, czy poza nauką czytania , pisania (najpierw rysikiem na łupkowych tabliczkach) tudzież rachowania mieli historię jako odrębny przedmiot. Wiem za to, że znali wiele piosenek, w których odbijały się ojczyste dzieje, i że moje pierwsze lekcje z tej dziedziny, to te właśnie piosenki. „Na krakowskim brzegu stoją trzy mogiły, śmiało idź do boju krakowiaczku miły”- i już nasuwały się pytania czyje to mogiły, kiedy powstały i o czym świadczą. „Wstań, biały orle, wstań, czarne skrzydła z siebie zrzuć, nie daj swego gniazda psuć, lecz się zemścij zań” – i znowu pytania co to ten biały orzeł i to gniazdo, i te czarne skrzydła, i na kim trzeba się mścić. A jeszcze o tragicznej doli żołnierza, który „idzie borem, lasem, przymierając z głodu czasem”, a jeszcze o zesłańcach na Sybir :” …w kibitce widać postać młodzieńca, smutne choć dumne spojrzenie słał, na twarzy jego był ślad rumieńca, lecz ten za chwilę już zniknąć miał”. No i trochę już bardziej optymistycznie brzmiące „Hej strzelcy wraz, przed nami orzeł biały…więc trąb, więc trąb strzelecka trąbko w dal, a kłuj , a rąb i w łeb lub serce pal”. To wyniosłam z rodzinnego domu, a pośrednio z grobelskiej szkoły.


(Szkoła w Grobli - zdj. z arch.J. Szczygła)

Zapamiętałam też nazwiska niektórych nauczycieli. A więc najukochańszej dla mojej mamy Stanisławy Pawłowiczówny, tej od śpiewu, i pięknej pani Letscherówny, która ze swoją matką, z domu hrabianką Korczak Komorowską, uciekła gdzieś z Kresów przed zawieruchą rewolucyjną i znalazła przystań w Grobli. Tu wyszła za ówczesnego kierownika szkoły, pana Jendo. Takich powojennych tułaczy było pewnie więcej, na przykład ta starsza nauczycielka, podczas spacerów z uczniami pytająca dzieci, czy nie widać jej dziur w pończochach. Dzieci , a i dorośli, wszystko rozumieli , nauczycieli szanowali, nawet gdy równocześnie plotkowali, że mały braciszek pani Pawłowicz to chyba nie braciszek tylko syn! W latach trzydziestych ta kadra gdzieś znikła, pojawili się młodzi, pełni zapału, wykształceni już w wolnej Polsce: kierownik Piotr Błąkała, panna Olga Brodzianka i panna Maria Popadiakówna. Ta pierwsza wkrótce została panią Błąkałową, a druga, już w czasie okupacji, panią Sławkową. Państwo Błąkałowie próbowali szerzyć oświatę także wśród młodzieży pozaszkolnej, przygotowując m. in. przedstawienia. W jednym z nich pt. „Zrękowiny u Druzgały” grała moja mama, ale bardziej niż swoją rolę pamiętała piosenkę starej Brygidy, która przędąc len skarżyła się: „ Oj, sumiała brzezina smutnie, jaz okropa, oj smutny żywot baby, któro nimo chłopa”. A tę Brygidę grała – podobno genialnie – Wikta Dziurzanka ze Skały, późniejsza Nosalska. Naturalna kolej rzeczy spowodowała, że zarówno reżyserzy jak i aktorzy doczekali się swoich pociech i teatrzyk zakończył działalność.


Grobla 1969r. Zespół muzyczny P. Andrzeja Olchawy.(Z arch.J.Szczygła)

Jak już jestem przy temacie przedwojennych nauczycieli, to wspomnę o jeszcze jednej sprawie. Na miejscowym cmentarzu był (i chyba jeszcze jest) niewielki betonowy nagrobek z marmurową tabliczką, na której wyryto inskrypcję:
„Błysłaś, jak cudne szczęścia urojenie złote
I zgasłaś, zostawiając żal, ból i tęsknotę.
Janusi Radłowskiej zmarłej w trzeciej wiośnie życia – Rodzice”.
Bardzo nas ten napis wzruszał i, siłą rzeczy, zaciekawiał. Okazało się, że małżeństwo Radłowskich to przedwojenni nauczyciele ze Świniar. Po latach poznałam ich osobiście; kierowali wówczas szkołą w Dziewinie, zaś ich córka Irena, moja koleżanka ze szkoły średniej, opowiedziała mi o rodzinnym dramacie: śmierci owej Janusi - pierwszego dziecka swoich rodziców i o rozpaczy młodego ojca, autora nagrobnego wierszyka.

A kto uczył mnie?

Nie było tych nauczycieli zbyt wielu. Jako szkoła powszechna III stopnia, czyli realizująca pełny, siedmioklasowy program kształcenia, grobelska placówka dysponowała czterema etatami, i w okresie okupacji zajmowali je: pan kierownik Piotr Błąkała z żoną Olgą, pani Maria Popadiakówna ( późniejsza Sławkowa) oraz pani Stanisława Wawszczykówna. Ta ostatnia znalazła się w Grobli wskutek zawieruchy wojennej i zamieszkała z rodzicami w izdebce wynajętej u Piotra Dymurskiego. Starszy pan Wawszczyk był podobno wcześniej pracownikiem w majątku jakiegoś magnata ziemskiego (Sanguszki?, Goetza?). Jego córka, bardzo lubiana przez wszystkich, jako jedyna z grona nie używała popularnego wówczas środka wychowawczego, mianowicie trzcinki, którą, najczęściej chłopcy, dostawali „na łapę” czasem nawet kilka uderzeń. Pani Stanisława odwiedzała uczniów w domach (gdy zachorowałam na czerwonkę przyniosła mi jakiś smakołyk), wysyłała nas z imieninowymi życzeniami do księży, nauczywszy najpierw stosownych okolicznościowych wierszy. Pani Sławkowa utkwiła mi w pamięci z racji westchnień w rodzaju „Matko Najświętsza, daj mi cierpliwości”, ale także z powodu, że czasem opowiadała nam baśnie. Wysłuchaliśmy na przykład z przejęciem i w absolutnej ciszy historii o królewnie uśpionej przez zawistną wróżkę na sto lat. Przyjeżdżało wielu pięknych i bogatych konkurentów, ale żaden nie zdołał jej zbudzić. Aż wreszcie pojawił się najsławniejszy i najpiękniejszy, w którego obecności królewna wstała, wkrótce odbyło się huczne wesele, po czym oczywiście żyli długo i szczęśliwie. Bajka jednak powinna była nauczyć nas czegoś więcej – myślenia-, i chyba w tym celu Pani zapytała, dlaczego ten właśnie, a nie inny królewicz obudził śliczną pannę. Niestety, żadne z kilkanaściorga słuchaczy nie wpadło na właściwą i przecież oczywistą odpowiedź: „Bo już upłynęło sto lat!!!”. Pani Sławkowa miała opinię ostrej, ale i skutecznej nauczycielki. Po wojnie przeżyła ciężkie lata, kiedy jej mąż Julian za akowską przeszłość został skazany na kilka lat więzienia, a ona została z małymi dziećmi. Dzisiaj obydwoje leżą na grobelskim cmentarzu.

Ale wróćmy do lat okupacji. Przypomniałam sobie jeszcze jeden szczegół, mianowicie w tamtym czasie, z niewiadomych mi powodów, pan Piotr Błąkała został na krótki czas zawieszony, a funkcję kierownika szkoły przejęła Helena Matusik- Norkowa, nauczycielka z Ispiny. Nawiasem mówiąc ta sama, której mąż Franciszek został rozstrzelany w czerwcu 1943 roku razem z kilkunastoma innymi osobami.

Po frontowej zimie 1945 trochę się w nauczycielskim gronie zmieniło. Zniknęli państwo Wawszczykowie, pojawił się pan Józef Werschler, kolejny wojenny tułacz. O ile się nie mylę, okupację przetrwał w Świniarach, w Grobli zamieszkał z rodziną (żona i dwoje dzieci) u Wilkoszów obok szkoły. Nie wiem, co zostawił gdzieś tam na Wschodzie, w Grobli miał tak dalece ciężkie warunki bytowe, że wizytujący szkołę inspektor oświatowy z Bochni zwrócił się do nas o jakąś dla pp. Werschlerów pomoc. Nosiliśmy zatem na zmianę a to mleko, a to jajka i inne wiktuały. Pan Werschler był wspaniałym nauczycielem, wszechstronnym, jak wszyscy w tamtym czasie, ale przede wszystkim miał umiejętności i zdolności plastyczne. Dzięki temu nasze przedstawienia miały fachowe (w miarę materialnych możliwości) dekoracje. W 1947 wyprowadził się gdzieś w okolice Rybnika.
Całej edukacji towarzyszyła nauka religii, której udzielali nam katecheci: ks. Stelmach i ks. Eugeniusz Lupa podczas okupacji, zaś po wojnie ks. Józef Pączek. Zawsze obecnym w tym przedmiocie był proboszcz, ks. Józef Bukowiec.

I to by było, jak mówi klasyk, na tyle, co nie znaczy, że nie będzie więcej. Chciałabym jeszcze opowiedzieć czego i jak mnie/nas uczono, no i w jakim rówieśniczym gronie przyszło mi spędzić tych kilka szkolnych lat. Na razie pozdrawiam słonecznie i wakacyjnie.
Maria Teresa

„Janosik” w nawiązaniu do art. Marii Teresy


Komentarze

#1 | Zdzisław dnia 04 lipca 2013 00:34
Pani jest cudowna-ze przypomina mi grono Nauczycieli.Ja tylko wspomniałem
o srogiej PANI od której dostalem po "łapach .A jak się okazuje wiemy o kogo chodzi.A nazwa "trzcinka wyleciała mi z głowy.
Panią SŁawkową zawiesili za srogie ukaranie dziewczynki bo nie miała odrobionego zdania o czy wpomniałem ale to było w naszej klasie to o tym Pani nie wiedziała.
Nauczycieli nazwisk nie pamiętam ale Pani zapewne przypomni-będe czekał i czytał.Szkoda że nie mogliśmy porozmawiać ale zapewne Pani wszystko opisze bo o to przeciez nam chodzi aby zostawić slad dawnych lat.
#2 | Wanda Barbara dnia 04 lipca 2013 21:56
Podziwiam moją Koleżankę za tak pięknie opisane wspomnienia ze szkolnych lat.
#3 | Lany dnia 06 lipca 2013 18:55
Janosik-dziękujemy.jesteś super-man.prosimy o więcej.
#4 | Emo lipiec dnia 14 lipca 2013 21:00
Program nauczania w powojennej polskiej szkole w pierwszych latach odzyskanej niepodległości po pierwszej wojnie światowej był oparty na programie szkoły galicyjskiej (Ludowej), który obejmował 12 przedmiotów. A więc poza nauką w czytaniu i pisaniu, języku polskim, rachunkach w połączeniu o formach geometrycznych, (o czym czytamy w artykule), obejmował w swoim zakresie jeszcze; wiadomości z dziejów i przyrodzie, rysunkach, śpiew, roboty ręczne, gimnastykę oraz był oceniany postęp ogólny nauczania i porządek zewnętrzny ucznia.
Powyższe oparłem o świadectwo (Zawiadomienie szkolne) wystawione za dwa półrocza w 1909 roku w szkole Ludowej w Ispini. Więcej o rozwoju szkolnictwa podstawowego w Grobli, patrz artykuł - "Rozwój szkolnictwa w Grobli" z lutego 2011r. Z zakresu nauczania w GG całkowicie skreślono historię i geografię, a Ster był podstawowym podręcznikiem.
Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Nick:




Reklama

Pogoda

pogoda

Ankieta

Brak przeprowadzanych ankiet.